Pierwszy obóz harcerski zorganizowałem czterdzieści lat temu, w 1984 r. Wszystko, co nasze, Polsce oddamy, w niej tylko życie, więc idziem żyć! [...] Ramię pręż, słabość krusz, ducha tęż, Ojczyźnie miłej służ!
Tak śpiewały lewackie dzieci na obozie zrobionym przez lewaka. Rano i wieczorem. Codziennie. Na apelu. Pod biało-czerwoną. Obóz wizytował ówczesny wicewojewoda bialskopodlaski, którego przywiózł mi na uciechę mój szef – Gminny Dyrektor Szkół. W przechowywanej do dziś Książce Pracy Obozu same superlatywy: że dobra organizacja i właściwie prowadzona praca wychowawcza, atrakcyjny program, zwiedzanie Miejsc Pamięci Narodowej, pamięć o 22 Lipca i PKWN. Tak było. Tak być musiało – choćby na papierze. To niedzielne zwiedzanie grobów partyzanckich w lasach parczewskich to był wymarsz do miejscowego kościółka. Na mszę świętą. Tak było. A potem, przez kilka lat, już w lasach augustowskich, co niedziela, chętni – podkreślam: CHĘTNI – szli do Augustowa 8 km. Piechotą – tą szarą piechotą, by modlić się podczas mszy niedzielnej.
A jeszcze trochę potem nieopodal w lesie zakwaterowały "Wakacje z Bogiem". No to do nich na mszę polową szedł, kto chciał. Nikogo nie zmuszałem. Konstytucja nie pozwalała – tak jak dziś. Alleluja, alleluja, Pan jest wśród nas – śpiewały lewackie dzieci, a ja kazałem instruktorce służbowej wpisać do książki rozkazów: RAJD PIESZY SZLAKAMI OKOLICY. Później razem z dziećmi bożymi graliśmy w piłkę, śpiewaliśmy przy ognisku O rycerstwie znad kresowych stanic, o obrońcach naszych polskich granic... i nic się nie działo, nikt nie pokrzykiwał, że racja jest jego, że tylko on jest słuszny. Jakoś tak wszyscy jednakowo kochaliśmy tę kartkową, siermiężną Polskę.
To były czasy bez 500+, a dzieci ze wsi miały dofinansowanie z gmin. Pełne pokrycie kosztów. Te miastowe w całości finansowały zakładowe socjale. Bez łaski i bez polityki. Tylko, że rodzic musiał być zatrudnionym. Brakorobom w komunie nikt kasy za darmo nie dawał. Wybory i tak miał w kieszeni.
W pogodne dni – kąpiel i plażowanie – do oporu. A przy kuchni, pod sosną – miednica przykryta drugą, a w środku kanapki – z dżemem, z serem, z jajkiem, z pasztetem – różnie. Jak kto zgłodniał, to nie pytał. Leciał do miednicy i brał, ile weszło. I małosolne stały z boku – także do woli.
Wodę pitną mieliśmy z własnego ujęcia. Tak, tak. Jednego roku wybiliśmy studnię, wpuściliśmy rurę, tylko pompkę nakręcić i woda jak ze źródła leciała – co roku badana przez SANEPID z Suwałk. I tak przez 11 lat, a może więcej? Zlewa się pamięć. Już do odwrotu głos trąbki wzywa, alarmują ze wszech stron. – chciałoby się zanucić, ale czegoś żal. Tak kończyliśmy każde ognisko. I jeszcze tylko krąg przyjaźni, iskra. Jak to było?
Bratnie słowo sobie dajem, że pomagać będziem wzajem – druh druhowi, druhnie druh, hasło znaj, czuj duch. I do namiotów. Cisza nocna, czas dla kadry. Tylko wartownicy snują się smętnie po obozowisku. Nikt nie chorował, nikt nie ucierpiał. W ciągu całej dekady jednej dziewczynce wycięliśmy w Augustowie wyrostek robaczkowy. Operacja odbyła się na odpowiedzialność i za pisemną zgodą komendanta obozu czyli moją. Telefonów komórkowych nie było, więc byłem im i Matką, i Ojcem. Nawet gwizdek miałem z takim logo: MO. Mam go do dziś. Ale ten skrót oznaczał wtedy coś innego.
PS
A może ja coś zmyślam... druhowie – dzisiejsze 50-latki? Może staremu harcmistrzowi coś się pomieszało? A może wstydzicie się, że z lewakiem biwakowaliście w koło Augustowa w Gminie Nowinka. A później urodzeni? Oni mają lepiej. Wspominają z dumą "Wakacje z Bogiem", stanowiąc dziś pamperską (sorry, partnerską) awangardę PiS. Andrzej Kotyła
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.