reklama

Dwie śmierci w Bojanówce. Świadek: sąsiad leżał w sieni, jego mama za zamkniętymi drzwiami

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Dwie śmierci w Bojanówce. Świadek: sąsiad leżał w sieni, jego mama za zamkniętymi drzwiami - Zdjęcie główne

Do tragedii doszło w białym budynku mieszkalnym. Na jednej ze ścian wisiała kamera

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Informacje radzyńskie Choć śledztwo w sprawie tragicznych zdarzeń w Bojanówce wciąż trwa, udało nam się dotrzeć do nowych faktów, które niejako ujawniają, co stało się w ostatnich dniach w jednym z domów mieszkalnych w gminie Wohyń. Wyniki sekcji będą znane w środowe popołudnie.
reklama

Przypomnijmy: w Nowy Rok około godziny 13:00, policja otrzymała wezwanie do Bojanówki. Ze wstępnych ustaleń wynikało, że znaleziono nieprzytomnego 65-latka, który mieszkał wspólnie z 91-letnią matką. Na miejscu zdarzenia pojawiły się służby ratunkowe, które stwierdziły zgon mężczyzny. Kobiety, mimo reanimacji, nie udało się uratować. Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa w Radzyniu Podlaskim, która więcej informacji udzieli po wykonaniu sekcji zwłok.

Nie stwierdzono udziału osób trzecich

Jak powiedziała nam Marzena Wojtuń, zastępca prokuratora rejonowego w Radzyniu, w tym momencie można tylko jednoznacznie stwierdzić, że w zdarzeniu nie brały udziału osoby trzecie.

- Nie możemy w tym momencie powiedzieć nic więcej. Dopóki nie będzie wydana opinia na piśmie, mogę powiedzieć tylko tyle, że po przeprowadzeniu tej sekcji stwierdzono brak udziału osób postronnych. Taka opinia wydana na piśmie będzie dostępna do dwóch tygodni, wtedy będzie również wynik badania krwi na obecność alkoholu oraz będę mogła udzielić innych, bardziej kompleksowych informacji.

"Wiecho" był spokojny, nikomu nie wadził

Na jednej ze stacji benzynowych spotkaliśmy mężczyznę, który dość dobrze znał pana Wiesława. O sprawie wiedział niewiele, ponieważ sam dowiedział się o niej ze strony internetowej Wspólnoty.

- "Wiecho", bo tak na niego tu wołaliśmy, był porządnym chłopem. Kawaler, został sam w domu ze swoją matką. Ona niestety od kilku lat już nie chodziła, była przykuta do łóżka. Dzielnie się nią zajmował, niedaleko mieszka też siostra, był tam podobno jeszcze brat. Wiesiek w dużej mierze postawił jednak na samotne zajmowanie się mamą, raczej nikogo nie prosił o pomoc - relacjonował mężczyzna.

Na posesji znajdowało się mnóstwo gołębi. Zmarły uwielbiał swoje zwierzęta, hodował również kury oraz miał jednego psa. Należał także do koła hodowców gołębi pocztowych, każdą wolną chwilę poświęcał właśnie im.

- Było ich tam chyba z 200. Wiesiek jeździł z nimi na zawody, wypuszczał je daleko stąd i sprawdzał, w jakim czasie wrócą do domu. To była jego wielka pasja, trudno znaleźć w okolicy tak zapalonego gołębiarza. Gdyby zapytać członków koła o to, czy go kojarzą, z pewnością odpowiedzieliby, że tak. Teraz już chyba w mniejszym stopniu jeździł na te wystawy, jednak ogromna miłość do ptaków trwała cały czas. Nie wiem co się teraz z nimi stanie, pewnie przyjedzie ktoś z koła i zabierze je do siebie. Trzeba powiedzieć, że dbał o nie równie mocno, jak o mamę - dodał mieszkaniec Bojanówki.


Na podwórku wciąż znajdują się dziesiątki gołębi oraz pies. Opiekę nad nimi przejęła rodzina zmarłych

Kłopoty natury zdrowotnej

Nasi rozmówcy podkreślają, że pan Wiesław przez długie lata miał problemy z alkoholem. W ostatnim czasie sąsiedzi jednak nie widywali, by poruszał się po okolicy pod wpływem alkoholu.

- Sąsiad jeszcze kilkanaście lat temu był bardzo wesołym, pogodnym człowiekiem. Zawsze podśpiewywał coś sobie pod nosem, codziennie witał się z uśmiechem. Nie mieliśmy z nim nigdy żadnych problemów. Opiekował się swoją mamą najlepiej, jak tylko mógł. Kilka lat temu niestety coś się zmieniło, nie był już taki sam. Stał się bardzo nieufny. Uważał, że ktoś chce mu zabrać pieniądze, cały dobytek. Tak oczywiście nie było, z żadnej strony nie było niebezpieczeństwa. Obok domu miał pole, które obrabiali synowie jego siostry.

Niepokojące sygnały

Kilkanaście dni przed śmiercią sąsiedzi zauważali, że zmarły zachowywał się zupełnie inaczej. Z nikim nie rozmawiał, chodził bez przerwy zamyślony. Jeśli już udało się z nim porozumieć, czuć było, że coś go gnębi.

- Być może już wtedy coś planował. Przed świętami rozmawialiśmy, ale nie był taki jak zawsze. Pytałem, czy mogę mu jakoś pomóc, przecież znamy się już tyle lat. Jednak on odchodził zmieszany, nie chciał już niczyjej pomocy.

Znalezieni w Nowy Rok

Rodzina zmarłych odwiedziła ich jeszcze w 2022 roku, 31 grudnia. Już wtedy nikt nie otwierał drzwi. Udało nam się spotkać z bratem ofiary. Opowiedział o tym, co zobaczył, gdy udało dostać się do domu.

- Byliśmy dzień wcześniej, jednak nikt nie otworzył. Czasami tak bywało, że Wiesław gdzieś wyjeżdżał i nie można było dostać się do domu. Wróciliśmy następnego dnia i zamknięte drzwi bardzo nas zaniepokoiły. Nie mogłem ich wyważyć, nie miałem na tyle siły, więc poszedłem po sąsiada. Wybiliśmy okno i zobaczyliśmy, co się stało. Nie chcę mówić więcej, to dla mnie zbyt wiele...

"Nie wiem, co będzie dalej..."

Brat zmarłego z głębokim przejęciem mówił o całej sytuacji, o tym, co działo się jeszcze miesiące przed zdarzeniem.

- To wszystko przez butlę... On miał duże problemy, jak wpadł w cug, nie można było tego zatrzymać. Teraz już rok nie pił, ale myślę, że to wróciło. Ten cały diabeł go znów nawiedził i sięgnął po butelkę. A wiadomo, że to do niczego dobrego doprowadzić nie mogło. Nie wiem, co teraz będzie, przyjechałem, żeby nakarmić zwierzęta. Co zrobić teraz z nimi? Co będzie dalej?

Kobieta znaleziona zbyt późno

Jeden z mieszkańców opowiedział o całym zdarzeniu. Był na miejscu, widział, co się stało. Przed drzwiami wejściowymi zmarły zostawił swój dowód osobisty, który w połowie przykrył cegłą.

- Tak, sąsiad miał rany na szyi, jakby po czymś ostrym. Dookoła leżało mnóstwo porozrzucanych starych opakowań po lekach. Nie mogliśmy się tam dostać. Nie było szans, by dostać się przez drzwi, więc próbowaliśmy przez okno. Ale te również miały jakieś wzmocnienie, kamienie po prostu się od nich odbijały. Kiedy udało się tam dostać, było już za późno. Prawdopodobnie stało się to dzień wcześniej. Sąsiad leżał w sieni, jego mama za zamkniętymi drzwiami, tam gdzie zawsze. Od dłuższego czasu nie wstawała, więc nie mogła nic zrobić. Nie wiem, co wykaże sekcja, ale była po prostu wycieńczona. Gdy się tam zjawiliśmy, jeszcze żyła. Była jednak tak słaba, że zmarła praktycznie na rękach córki.


By dostać się do domu, rodzina i sąsiedzi musieli wybić szybę. Ta była jednak dodatkowo wzmocniona, więc rzucanie kamieniami nie zdało się na nic

Nie chciał pomocy, starał się zadbać o mamę samodzielnie

Niemal cała ulica, na której mieszkali zmarli, jest opustoszała. Dwoje sąsiadów nie chciało z nami rozmawiać. Powiedzieli, że wiedzą wszystko, ale nic nie powiedzą. Odjeżdżając z miejsca zdarzenia, długimi światłami zaalarmowała nas kobieta. Okazało się, że jest z rodziny zmarłych, chciała opowiedzieć o całym zdarzeniu.

- Śmierć chodzi po tej ulicy od kilku tygodni. Tutaj w ostatnim czasie co drugi dom opustoszał, bo ktoś umierał. Byłam tu jakiś tydzień temu. Ksiądz chodził po kolędzie, ale Wieśka nie było w domu. Co środę jeździł na rynek do Radzynia, więc pewnie i tym razem tam pojechał. Był normalnym człowiekiem, chcieliśmy mu jakoś pomóc przy mamie, ale w ostatnim czasie on bardzo często odmawiał - opowiedziała nam kobieta z rodziny zmarłych.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama