reklama
reklama

Mundial. Felieton Adama Świcia

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Mundial. Felieton Adama Świcia - Zdjęcie główne

Adam Świć

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Informacje radzyńskieRadość po wygranym barażu ze Szwecją tak mnie jakoś nadal trzyma, że muszę tu zostawić jej ślad
reklama

Felieton Adama Świcia


Mundial
Temat w ogóle nie radzyński, ani nawet nie do końca aktualny, ale radość po wygranym barażu ze Szwecją tak mnie jakoś nadal trzyma, że muszę tu zostawić jej ślad (dzień przed meczem widziałem nad miastem dwa szybujące bociany i napisałem do Jurka Chromika, że wygramy 2:0; gole strzelili chłopcy o bezczelnie polskich nazwiskach - Lewandowski i Zieliński).

A teraz czekam na listopadowo-grudniowe Mistrzostwa Świata. Dla mnie to termin idealny i wręcz chciałbym, żeby tak już zostało - piłkarze będą po ¼ sezonu, wypoczęci, no i nikt nie zrobi reprezentacji Polski zgrupowania, podczas którego trzech się połamie, a reszta straci formę.

Do końca życia nie zapomnę atmosfery Mundiali z dzieciństwa i wczesnej młodości. Naprawdę żyło się tym wtedy! Nie było niczego ważniejszego.

Właściwie ta nazwa mistrzostw świata umocniła się dopiero w 1978 roku, ale już zawsze – po trzech kolejnych turniejach w krajach hiszpańskojęzycznych – była oczywista i jednoznaczna. W tamtych czasach Polska nie grywała w mistrzostwach Europy, więc się człowiek nie rozdrabniał. Świat to świat.

1974 roku nie pamiętam. Ale właściwie nie – mam pod powiekami obraz kolesi zbierających wodę z Waldstadionu we Frankfurcie. Nic więcej. Pchali po dwóch, trzech takie dziwne maszynerie, chyba mało skuteczne, przypominające trochę PRL-owskie ręczne odkurzacze typu "Kaśka" – oczywiście o wiele większe.

Argentyna `78 to już gorzkie łzy dziesięciolatka po przegranej z gospodarzami i przyjęta już bardziej "na zimno" ciężka porażka z Brazylią, ale też kultowy dla mnie do dziś mecz grupowy z Meksykiem: dwie bramki Bońka i jedna Deyny (ach! gdyby tak to powtórzyć!). Nie mogłem wtedy oczywiście oglądać tego po nocach na żywo, musiały wystarczać powtórki następnego dnia. Pierwszy raz powtarzali o 9.30 (dla drugiej zmiany), potem o 17.30. Piąte miejsce na świecie – wtedy przyjęte jak klęska.

No i najpiękniejszy z Mundiali – España 82! Zepsuł nam się wtedy telewizor Ametyst 102. Naprawili go dopiero przed 0:0 z ZSRR, więc mecze grupowe oglądałem po ludziach, a słynne 3:0 z Belgią wyobrażałem sobie, słuchając w radiu Dariusza Szpakowskiego, który wtedy tam pracował. Najmocniej mam w sercu 5:1 z Peru. W drugiej połowie graliśmy lepiej niż Brazylia czy Włochy.

I schyłkowe Mexico`86 i początek powolnego umierania polskiej piłki. Dobrze, że był wtedy Maradona!

reklama


Zobacz również: Inne felietony Adama Świcia

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama