Z okolic banku PKO przy ulicy Ostrowieckiej usunięto dwie dorodne lipy, a raczej ich martwe kikuty.
Na ich zagrzybiałe pnie zwracałem uwagę na początku roku, kiedy miłośnicy pił i sekatorów bronili zniszczeń na ogłowionych topolach z radzyńskiej targowicy. Podałem je wtedy za przykład tego, co dzieje się z drzewem, które - poza innymi błędami w pielęgnacji - poddawane jest ogławianiu.
Mieliśmy z dziećmi okazję policzyć słoje i doliczyliśmy się ich około 30. Czyli drzewa miały najwyżej 30 lat. Czy musiały umrzeć? Czy tak wiele drzew przy ulicy Ostrowieckiej musi straszyć swymi mizernymi pokrojami, schnącymi nielicznymi listkami i zmurszałymi pniami?
Na odcinku ulicy Ostrowieckiej od starostwa do kościoła Św. Trójcy rośnie około 40 drzewek. Żadne z nich nie ma więcej niż 10-15 lat. Rosną w wolnych od brukowej kostki kwadracikach gruntu. Wśród nich około 10 jest w dramatycznym stanie. Są bliskie śmierci lub już martwe.
Póki żyją, ich absurdalna pielęgnacja polega na corocznym ucinaniu wszystkich odbijających gałęzi. Może jednak w tym absurdzie jest metoda? Czy takie martwe drzewo, któremu nie rosną już gałęzie, osiąga doskonałość zamierzoną przez miejskich ogrodników? Może chcieliby dokleić im plastikowe liście i jesienią nie musieć pod nimi sprzątać?
Ale skoro tak, to po co usuwać te już martwe, jak hurtowo robiono to ostatnio około 5 lat temu? I ten kawałek Ostrowieckiej to nie wyjątek. Spójrzcie na stan drzew w parku. Spójrzcie na usychające drzewa na zrewitalizowanym rynku. W mieście, w którym umiera tyle drzew, prędko zabraknie życia w ogóle. Zmieńmy to!
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.