reklama

"Przyjechałem tylko na chwilę..." - Edward Bajko i jego droga w Spomleku

Opublikowano:
Autor:

"Przyjechałem tylko na chwilę..." - Edward Bajko i jego droga w Spomleku - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Informacje radzyńskie Edward Bajko odszedł na emeryturę. Rozmawiamy o jego 42 latach w Spomleku i planach na przyszłość.
reklama

Czy trudno było podjąć decyzję o opuszczeniu Spomleku po tylu latach pracy?

Trudno i nietrudno. Z jednej strony, po tylu latach pracy i zaangażowaniu emocjonalnym, które w moim przypadku było tutaj bardzo mocne, no to ta decyzja nie była łatwa. Jednak z drugiej strony, trzeba przyznać, że taka jest kolej rzeczy i ja to absolutnie rozumiem. Jak dziecko kończy sześć lat, rodzice myślą, żeby wysłać je do szkoły. Jeśli rodzic kończy 65 lat, to już same dzieci chciałyby, żeby przeszedł na emeryturę. Dla mnie to jest coś absolutnie naturalnego. Ja oczywiście nie odbieram nikomu prawa pracy dłużej, jeśli ma zdrowie, energię i nie hamuje rozwoju firmy, bo różnie z tym bywa. Natomiast odejście na emeryturę wtedy, kiedy osiągnie się wymagany wiek, jest w mojej opinii czymś naturalnym. W moim przypadku było tak, że musiałem się do tego jakoś emocjonalnie przygotować. Uznałem, że ludzie i sama firma jest do tego przygotowana i nic złego się nie stanie. Wręcz przeciwnie, będzie nowy zastrzyk energii, pomysłów. Nie była to szczególnie trudna decyzja, choć teraz, kiedy do odejścia zostało mi kilka dni, jakieś większe emocje się pojawiają.

W Spomleku spędził Pan aż 42 lata...

Do firmy trafiłem od razu po studiach, w 1980 roku. Tak się złożyło, że całą swoją karierę zawodową związałem ze Spomlekiem, co w dzisiejszych czasach nie jest częste.

Jaka jest więc recepta na pracę w jednym miejscu przez tak długi czas?

Nie robiłem tego samego przez 42 lata. Myślę, że na tym samym stanowisku, byłoby chyba trudno. Zaczynałem od pracy na produkcji, byłem kierownikiem zmianowym. Później mechanikiem, w końcu również wiceprezesem przez długie lata. Miejsce pracy było wciąż to samo, jednak obowiązki różne, nowe wyzwania.

I w końcu przyszedł czas na zostanie prezesem. 14 lat to również pokaźny dorobek zawodowy...

Jeśli chodzi o branżę mleczarską, to nie jest rekordowy wynik. Prezesi w innych firmach potrafią być na najwyższym stanowisku dużo dłużej, czy to z racji wieku, czy też stażu. Chociaż myślę, że nie jest to wcale taki zły wynik.

Pamięta Pan swój pierwszy dzień w Spomleku?

Przyjechałem pociągiem do Bedlna, a stamtąd autobusem do Radzynia. Bardzo dobrze pamiętam moją pierwszą rozmowę z ówczesnym prezesem Wojewódzkiego Związku Spółdzielni Mleczarskich. Obiecali mi mieszkanie, a na rozmowie okazało się, że dostanę jedynie członkostwo w spółdzielni mieszkaniowej z perspektywą otrzymania lokum za wiele lat. "Walczyłem" wtedy o to mieszkanie i udało się. Po kilku miesiącach dołączyła do mnie moja żona, która skończyła studia i przyjechała do Radzynia.

Pierwsze wrażenie po zobaczeniu Radzynia?

Miałem niemały kłopot, bo biłem się często z myślami, co ja będę w tym Radzyniu robił. Nie było tu zbyt wiele miejsc do spędzania wolnego czasu. Dla przeciwwagi miałem jednak bardzo dużo do pracy w samym zakładzie, więc to głównie praca zajmowała mi większą część czasu. Duże wrażenie zrobił na mnie wtedy szpital, bo niejako nie pasował do całego otoczenia. Małe miasteczko z dużym szpitalem, co różniło się, chociażby z Ostródą, moim rodzinnym miastem, gdzie miasto było spore, a szpital niewielki.

Ma Pan jeszcze jakieś marzenia związane z funkcjonowaniem Spomleku?

Oczywiście, jest ich wiele. Wszystkim projektom będę bardzo mocno kibicował, ale podkreślam, wyłącznie kibicował. Nie zamierzam się tutaj wtrącać. Gdyby się zdarzyło, że mnie zapytają, to oczywiście nie będę uciekał, ale jestem przekonany, że nie będzie takiej potrzeby. Z mojej strony nie będzie recenzowania, oceniania. Firma w tej chwili jest w bardzo dobrej kondycji finansowej, ma silną pozycję na rynku. Mamy wiernych klientów, wiernych dostawców, a co bardzo ważne, również lojalnych i wykształconych pracowników.

Z czego jest Pan najbardziej dumny podczas swojej prezesury? Co miało największy wpływ na rozwój firmy, którą Pan prowadził przez 14 lat?

Przede wszystkim z decyzji podjętej właśnie 14 lat temu. Podjęcie pracy jako prezes było bardzo odważne. Relacje w firmie były wtedy dość trudne, żeby nie powiedzieć bardzo ciężkie, ale osobiście jestem dumny właśnie z tego, że postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę i zaryzykować. Nadrzędnym celem było zapewnienie pracownikom poczucia bezpieczeństwa i zadowolenia z pracy, bo wtedy z tym był największy problem. To nie jest proces, który zachodzi bardzo szybko, jednak wydaje mi się, że przez te 14 lat udało mi się to osiągnąć. Dowodem na to jest niewielka rotacja. Ze Spomleku generalnie ludzie nie odchodzą.

Czy jest coś jeszcze poza poczuciem bezpieczeństwa?

Drugą taką decyzją była decyzja o specjalizacji firmy w serach. Do pewnego momentu Spomlek produkował niemal wszystko. Uznałem jednak, że specjalizacja może dać nam silną pozycję w którejś z kategorii. Próbując robić wszystko, staniemy się średniakiem i nie będziemy liczyć się w żadnym z segmentów. Krytykowana wówczas decyzja o specjalizacji tylko w serach była decyzją słuszną. Dowodem na to jest nasza pozycja lidera rynku, głównie jeśli chodzi o sery długodojrzewające.

Wybór specjalizacji wiązał się ze sporymi zmianami...

Wymagało to przede wszystkim zwiększenia skali produkcji. Radzyń miał pewne ograniczenia, w postaci mocy produkcyjnej, ale również z dostępności surowca, dostępności mleka. Wyjściem z tej sytuacji był fuzja, połączenie się z innymi zakładami. Najpierw przyłączyliśmy Spółdzielnię Mleczarską z Elbląga, potem z Chojnic. W tej chwili Spomlek jest firmą czterozakładową, ze skupem surowca praktycznie w całej Polsce.

Mówił Pan o odwadze. Czy była to główna cecha, która pomogła w rozwoju firmy?

Myślę, że kwestia odwagi i śmiałości decyzji w dzisiejszym świecie jest kluczowa. Z racji wieku i cech charakteru, nie mogę nazwać się ryzykantem. To nie chodzi o to, żeby na siłę szukać nadzwyczajnych okazji i ryzykować. Trzeba brać również pod uwagę odpowiedzialność za tysiące pracowników. Te decyzje muszą być przemyślane, ale odwaga jest potrzebna. Bez śmiałych decyzji trudno wygrywać, bo zawsze znajdą się tacy, którzy takie decyzje podejmą.

Czy przez ten czas zauważa Pan jakieś większe bądź mniejsze porażki?

Szczerze mówiąc, nic takiego nie znajduję. Generalnie, nie staram się szukać tutaj dziury w całym, rozpamiętywać jakichś błędów. Nie znajduję niczego, czego mógłbym żałować, uznawać za nietrafione decyzje.

Firma zostaje teraz powierzona Pawłowi Gacy. Czy można nazwać dotychczasowego wiceprezesa naturalnym następcą?

"Naturalny następca" jest bardzo trafnym określeniem. Nie ja oczywiście podjąłem decyzję co do przyszłego prezesa, jednak właściciele i rada nadzorcza oczekiwała ode mnie opinii. Powiedziałem szczerze, że to jest najbardziej naturalny kandydat, przygotowany do tej funkcji. Pracowaliśmy wspólnie przez 14 lat. Jestem przekonany, że sobie poradzi, a poza tym nie jest sam. Kadra kierownicza to mądrzy i kompetentni ludzie. Wierzę w to, że będzie to praca bardzo zespołowa.

Wspieranie wielu inicjatyw społecznych i sportowych to również domena Spomleku...

Staramy się pomagać i wspierać projekty, które wydają nam się pożyteczne. To dotyczy przedsięwzięć artystycznych, społecznych czy sportowych. Jest to bardzo ważna część naszej działalności i traktowana absolutnie serio, a nie na pokaz. Takie są czasy, że bez sponsorów niewiele projektów się udaje. Jednym z ciekawszych jest nasz projekt "Serenadowe kąciki zabaw" tworzone w szpitalach i placówkach zdrowia. Akcja zakrojona na całą Polskę, gdzie obecnie jest już 30 takich miejsc zabaw. Takich akcji jest jednak więcej. Od tych lokalnych, po ogólnopolskie.

W świecie sportu, mówiąc Spomlek kibice myślą Orlęta, mówiąc Orlęta - jednoznacznie kojarzą się ze Spomlekiem...

Pamiętam, jak obejmując stanowisko prezesa, kibice Orląt mieli obawy, że przestaniemy sponsorować ich klub. Uznałem, że nie ma takiej potrzeby, bo faktycznie ma to swoje obustronne korzyści. Przyznam, że nie jest kibicem sportowym, jednak Orlęta cenię nie tyle za wyniki sportowe, a przede wszystkim za pracę z młodzieżą.

Przez wielu mieszkańców jest Pan kojarzony z Radzyniem, jednak pochodzi Pan z zupełnie innego miejsca w Polsce. Jak to się stało, że znalazł się Pan właśnie tutaj?

Tak, pochodzę z Mazur, z Ostródy. Kończyłem studia w Olsztynie, gdzie można było pobierać stypendia od zakładów, które poszukują pracowników. Taki był również mój przypadek. Szczerze mówiąc, trafiłem do Radzynia z zamiarem uczciwej pracy, a nie samego pobierania pieniędzy. Po zakończeniu tego okresu nosiłem się z zamiarem powrotu w rodzinne strony, jednak tak los chciał, że zostałem tutaj.

Nie tęskni Pan za miejscem, w którym tak naprawdę się wychował?

Do tych moich stron cały czas mnie ciągnęło i nadal ciągnie. Każdą wolną chwilę, urlopy, spędzam nad wodą, na jeziorach. Tutaj jest moja cała rodzina, są moje dzieci. Teraz, nawet gdybym mógł wrócić w rodzinne strony, nie zamierzam się stąd wyprowadzać i zostanę w Radzyniu.

I co teraz? Jakie ma Pan plany po odejściu na emeryturę?

Są to przede wszystkim plany podróżnicze. Zawsze starałem się dużo podróżować i robiłem to dość często z moją żoną. Ograniczeniem zawsze była praca i wciąż za mało urlopu, jednak teraz nie będzie tego problemu. Chcę poznawać świat, zwiedzać również Europę. Byłem niemal w każdym kraju, jednak przeważnie te podróże wiązały się z obowiązkami służbowymi. Udawało się więc wysiąść z samolotu, przyjechać do klienta i z powrotem lecieć do Polski.

Ma Pan już obrany jakiś kierunek?

Pierwsza podróż już właściwie za kilkanaście dni do Meksyku. Później Kostaryka po raz piąty. Występuje tam wiele gatunków ptaków, które moja żona z pasją fotografuje. Ona więc zajmuje się fotografią, a ja całą logistyką. Wszystkim, by mogła tam bezpiecznie dotrzeć. A mi nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za jak najlepsze ujęcia.

Na koniec, pozostając w klimacie noworocznym, czego można Panu życzyć w najbliższym czasie?

Udanych, szczęśliwych podróży i szczęśliwych powrotów do domu. Mam zamiar więcej czasu spędzać teraz poza domem niż w domu. No i oczywiście zdrowia, bo to równie ważne.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama