Graliśmy wtedy w Łukowie. To musiała być końcówka rundy wiosennej sezonu 1986/1987. Klasa międzyokręgowa. Heroiczna postawa i szczęśliwa wygrana 2:1 z naprawdę dobrą drużyną walczącą o awans do III ligi. Po ostatnim gwizdku jakiś absurdalny atak miejscowych kibiców na nas, wycofujących się do autobusu, który był równocześnie środkiem transportu i szatnią. I Bida wykrzykujący do nich: "Czego nas bijeta?! My nie wchodzim do ligi!".
Oni nie weszli. Zabrakło punktu. My i tak spadliśmy.
Nigdy nie zapomnę, jak na "stadionie leśnym" w Hannie Zbyszek znalazł prawdziwka, kiedy poszedł po piłkę, żeby wyrzucić aut. Zerwał, położył przy linii, po meczu wziął do domu. Takie były czasy, takie były stadiony, takie były grzyby...
Czasy były biedne, przaśne, ale fajne. Pełna amatorka (jednak bardziej od "amare" - kochać, a nie od amatorszczyzny) i zero kasy. Ale trafiali się piłkarze! Na przykład Ziaba miał to "coś": naturalny dar, który mógł go zaprowadzić do dużo większej piłki, gdyby urodził się w jakiejś Łodzi czy Warszawie. Grałem z nim w drużynie przez parę lat, trochę brameczek się z jego podań strzeliło, to wiem... Wtedy, mimo wieku i nie w pełni sprawnej ręki, często był ciągle najlepszy na boisku.
Porównywalną skalę talentu mieli w tamtych czasach chyba tylko jego brat Bida, i jeszcze Buncol, ale to byli napastnicy. Ziaba był królem środka pola, mistrzem asyst, ale bramek też strzelał bardzo dużo. I śmiechu było z nim co niemiara! Nie zapomnę jego odpraw przedmeczowych (były czasy, kiedy był naszym grającym trenerem): "Długa piła, krótkie krycie, a w przodzie Mazureczek swoje zrobi...".
Kiedyś nasz bramkarz, Lońka, przyszedł na pierwszy powakacyjny trening i mówi: "Chłopaki, ja w tym roku rzadziej będę na treningach, bo matura", a Zdzicho: "Wuj z maturą! Aby w piłkę grać!". Cały on.
W czasach, kiedy grał w Łukowie, uwielbiałem spotkać go w poniedziałek na ulicy – opowiedział cały mecz z pokazywaniem poszczególnych zagrań, i kończył zawsze nieśmiertelnym: "Człowieku, a co sędzia wyprawiał...!".
A kiedy pojawiał się na trybunach też zawsze było wesoło. Krzyczał, przechwalał się ("Co on robi? Szeroko! Pamiętasz jak ja rogi biłem?!"). Ech...
Ech, Zdzichu... Jeszcze gdzieś tam, jeszcze kiedyś, strzelimy sobie karnego "na raty" – tak jak kiedyś Unii Krzywda...
ZOBACZ INNE FELIETONY ADAMA ŚWICIA
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.