Arcy-radzyniak i Arcy-trener opowiedzą o książce
Opublikowano:
Autor: Zbigniew Smółko
Przeczytaj również:
Kultura"On Strejlau", wywiad rzeka redaktora Jerzego Chromika z jednym z najwybitniejszych trenerów w historii polskiej piłki jest w ostatnich tygodniach najgorętszym wydarzeniem czytelniczym w polskim sporcie. Do rozmowy usiadło dwóch mistrzów swojego fachu, potrafiących i mówić, i słuchać. Dowiedzieć się o kulisach tego frapującego dialogu, postawić brakujące pytania i poprosić o autografy będzie można w Radzyńskim Ośrodku Kultury 19 stycznia o godzinie 16.
O wspólnym projekcie Jerzego Chromika i Andrzeja Strejlaua miałem przyjemność słuchać od kilku lat. Kiedy Jerzy przywiózł nad Białkę Trenera w maju 2016 roku (okazją był mecz Orląt z Motorem) wydawało się, że projekt jest na ukończeniu i lada chwila poczujemy zapach drukarskiej farby. Potem jeszcze wiele razy na pytanie "Co słychać?" można było usłyszeć "Aaaa, jeżdżę ze Strejlauem, zaraz na Legię idziemy...".
Czytając nareszcie książkę łatwo zapomnieć, że jest ona efektem ciężkiej pracy, a nie zapisem rozmowy serdecznych przyjaciół, którzy przez chwilę nudzili się w klubowej kawiarence i ktoś, wbrew powszechnej ostatnio modzie, zapytawszy o zgodę, włączył magnetofon. Bo kto zna obydwu panów, czy to z rozmowy na Warszawskiej, czy tylko z telewizyjnego ekranu, bez problemu by ich zidentyfikował, nawet gdyby z tekstu usunięto wszystkie imiona i nazwiska. Tak rozmawiać mogli tylko oni dwaj. Naturalność i łatwość, z jaką przebijają się i przefruwają nad tematami, wspomnieniami, historyjkami, wdzięk w przerzucaniu się skojarzeniami i subtelna wymiana ciosów szpileczkami przez atłas, pozwalają nawet na domysł, że panowie zastosowali powszechny, acz raczej stosowany na mniejszą skalę, w dziennikarskim światku manewr: przez trzy lata chodzili spokojnie na mecze i spędzali czas w swoim interesującym towarzystwie, a książka była tylko znakomitym pretekstem, aby nikt im w tym nie przeszkadzał. Bo jednak gadanie z Chromikiem czy Strejlauem to przecież przyjemne i frapujące zajęcie, żal sobie przerywać...
Trochę inny Redaktor
W tle twitterowego profilu Jerzego Chromika widzimy panoramę Pałacu Potockich i można podejrzewać, że wielu z 7888 (stan na 7 stycznia 2019) obserwatorów konta otrzymuje w ten sposób jedną z nielicznych w życiu szans, żeby się czegoś więcej o Radzyniu dowiedzieć. To dzięki niemu byli tu w ostatnich latach m.in. Michał Listkiewicz i Strejlau właśnie. O nic prosić dwa razy nie trzeba. Kiedy przy jakiejś okazji zaanonsowałem go fragmentem piosenki Pietrzaka o "Chłopakach z naszej ulicy", zadzwonił i powiedział: - Kurczę, nie wiem, skąd wiedziałeś, ale ta piosenka jest dla mnie strasznie ważna... Nie wiedziałem, trafiłem jak ślepa kura, ale zdziwiony nie byłem.
W świecie dziennikarstwa sportowego ma pozycję szczególną, nie zmuszającą go do ścigania się na tempo informacji, silenia na błyskotliwość albo kontrowersyjność. Swoje udowodnił. Wywiadem z Dariuszem Dziekanowskim, po którym relacje między Łodzią a Warszawą nabrały nowego wymiaru, konsultacjami "Piłkarskiego pokera", czy choćby niedawnymi pogaduchami z Andrzejem Poniedzielskim, z których główny morał był taki, że gadanie o piłce z zawodowcami to przeważnie marnowanie czasu. No, chyba że akurat rozmawiamy ze Strejlauem.
Zdaniem trenera
A dyskutować z nim jest o czym. Wbrew pozorom o rekuperacji piłki w bocznych sektorach boiska najmniej. Wiadomo, jazda obowiązkowa, czyli lata młodości, które tłumaczą "jak hartowała się stal" i jak cudowna jest małżonka pana Andrzeja. O latach w Legii i Sosnowcu. Absolutnie pasjonujący pojedynek rozmówców, w którym Chromik próbuje namówić Strejlaua na kilka ostrzejszych słów o jego legendarnej rywalizacji z Jackiem Gmochem a ten, niby już gotów do zadania ciosów, jednak w ostatniej chwili zwalnia rękę. O pracy w charakterze trenera kadry narodowej i tropiciela przekrętów sędziowskich w PZPN. Anegdota goni anegdotę, historyjka historyjkę, gdyby nie to, że z kamiennymi twarzami opowiada je dwóch poważnych facetów (może nie do końca lubujących się w skrajnej powadze), trudno by było uwierzyć.
Aż żal, że to tylko jedna noc czytania. Bo oderwać się nie da.
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.
e-mail
hasło
Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE