reklama

Czy pracownica ZUS oszukała znajomych na 300 tysięcy złotych?

Opublikowano:
Autor:

Czy pracownica ZUS oszukała znajomych na 300 tysięcy złotych? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaPOW. RADZYŃSKI Kilkadziesiąt osób wzięło pożyczki w Providencie. Twierdzą, że nie widzieli ani złotówki. Do spłaty jest kilkaset tysięcy złotych.

Przyjaźniłyśmy się, chociaż była to raczej przyjaźń z mojej strony

- tak o Barbarze G. mówi pani Zofia. Obie pracują z radzyńskim ZUS. Barbara G. dorabiała też jako doradca klienta z firmie pożyczkowej Provident.

Jakiś czas temu Barbara poprosiła mnie o pomoc. Chciała, żebym wzięła pożyczkę. Ona miała wziąć pieniądze i ją spłacać. Przekonywała, że ma problemy rodzinne

- opowiada Zofia. W sumie wzięła trzy pożyczki, ostatnią w wysokości 5 tys. zł kilka miesięcy temu. Do spłaty z odsetkami ma ponad 15 tys. zł. Pieniędzy nie widziała na oczy.

 Pospieszyli z pomocą

Kolejną historię opowiada kobieta, która chce, by pisać o niej "Oszukana".
 
Zdziwiłam się, że do mnie zadzwoniła
- mówi znajoma Barbary G. Tak jak w innych przypadkach, współpracowniczka Providenta prosiła ją o wzięcie pożyczki, którą sama miała spłacać.
Mówiła, że brakuje jej klientów do wykonania planu
- tłumaczy "Oszukana".
 
Znajomi Barbary G. pomagali kobiecie, bo - jak sami zaznaczają - jeśli wcześniej pożyczała od kogoś pieniądze, to zawsze skrupulatnie oddawała całą kwotę. - Dlatego słysząc o jej problemach i przejściowych kłopotach finansowych, każdy z nas pospieszył jej z pomocą - mówią.
 
O wzięcie pożyczki Barbara G. prosiła również osoby obce, z którymi miała kontakt z tytułu pracy w ZUS.
Po pozytywnym załatwieniu sprawy prosiła o wzięcie dla niej pożyczki. Traktowała to jako sposób na pozytywne załatwienie sprawy
- twierdzą ofiary Barbary G.
 
Taki los spotkał też pana Stanisława, którego G. zagadnęła, kiedy załatwiał sprawę w ZUS. Podczas kolejnej wizyty kobieta zaproponowała mu kredyt. Spotkali się w domu pana Stanisława.
Zaczęła opowiadać o chorobie córki, problemach finansowych męża. Wydawała się wiarygodna, wzbudzała zaufanie
- opowiada pan Stanisław. W czerwcu pożyczył w Providencie w wysokości 600 zł. Ale też nie zobaczył ani złotówki.
Przez kilka tygodni spłacała raty, potem dostałem telefon z firmy, która niepokoiła się brakiem spłat. Kiedy przyszedł kontroler, nadal utrzymywałem, że sam wziąłem pożyczkę. Nie miałem pojęcia, że takich osób jak ja jest w Radzyniu więcej
- dodaje Stanisław.
 
Gdzie się podziało 300 tysięcy?

Podobnych przypadków jest więcej.
Pokrzywdzonych jest co najmniej 30 osób. Według naszych szacunków Barbara G. wyłudziła przynajmniej 300 tys. zł. Nie wiemy co się stało z tymi pieniędzmi
- twierdzi pani Zofia, która razem z innymi poszkodowanymi przygotowuje zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie. Z pisma, do którego dotarliśmy wynika, że Barbara G. "mając dane osób, którym udzieliła pożyczki, fałszowała podpisy na kolejnych umowach. Poszkodowani dowiadywali się o fakcie wzięcia pożyczki dopiero, gdy otrzymywali telefon od firmy ponaglającej do spłaty".
Barbara G. nie pracuje już dla firmy Provident.
W sierpniu zerwaliśmy z nią współpracę
– mówi Karolina Łuczak z biura prasowego Provident. Zaznacza, że powody były inne niż historia opisywana przez Wspólnotę.
Nie wiedzieliśmy o tej działalności, choć kontrolowaliśmy klientów tej pani. Nikt wcześniej nie zgłaszał żadnych nieprawidłowości związanych z pożyczkami, we wzięciu których pośredniczyła ta kobieta
– mówi Karolina Łuczak. Zapewnia też, że firma jest gotowa do współpracy z poszkodowanymi.

Nikt nic nie wiedział

O działalności Barbary G. nie wiedzieli też przełożeni kobiety w ZUS. 
Nie trafiły do nas wcześniej informacje, które mówiłyby o powiązaniu czyjejś działalności kredytowej z obowiązkami wykonywanymi w ZUS
- przekonuje Małgorzata Korba, rzecznik prasowy lubelskiego oddziału ZUS.
 
Tymczasem telefon Barbary G. milczy. Chcieliśmy z nią porozmawiać osobiście. Ale w domu nie zastaliśmy nikogo. Po podwórku biegał jedynie pies. W pewnym momencie przed bramę podjechała taksówka. Wyszedł z niej mąż Barbary G.
Nie zamierzam komentować sprawy, nic nie wiem. A żona jest ciężko chora, leży w szpitalu
- oświadczył mężczyzna.
 
Do sprawy wrócimy.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE