reklama

Magda jedzie na misje do Meksyku

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Picasa

Magda jedzie na misje do Meksyku - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura- To nie jest zwykły wyjazd. Jadę służyć i pomagać - mówi pochodząca z Czemiernik Magdalena Kaczor, która po wakacjach wyjeżdża na misje do Meksyku. Magdalena Kaczor pochodzi z Kolonii Południowej w Czemiernikach. Kończy właśnie indywidualne studia humanistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. We wrześniu planuje bronić pracę magisterską, a niedługo później wylatuje na prawie roczne misje do Meksyku. - Jestem osobą wierzącą. Moja wiara objawia się w działaniu - mówi dziewczyna.  

Na początku była Zambia

Pomysł wyjazdu narodził się na obozie wolontariackim nad jeziorem Krasne w sierpniu 2009 roku. - Odwiedził nas tam afrykański misjonarz, Ojciec Biały Otto Katto. Byłam jedną z tłumaczek i wsłuchiwałam się w jego opowieści o Ugandzie. I wtedy właśnie pomyślałam po raz pierwszy: "Może ja też spróbuję" - wspomina Magda, była wtedy po maturze w I LO w Radzyniu. Szykowała się na studia do Warszawy. W stolicy zapisała się na zajęcia z afrykanistyki, a w 2012 roku zaangażowała się w działalność Wolontariatu Misyjnego Salvator, w ramach którego zaczęła intensywne przygotowania do wyjazdu.

- Zawsze miałam pragnienie pomagania innym. Mam wrażenie, że będę wiecznym wolontariuszem. Dlatego chciałam sprawdzić, czy ta chęć i mój zapał to coś więcej. A Afryka? To był dla mnie naturalny kierunek, bo zawsze lubiłam wielokulturowość - tłumaczy wolontariuszka.

Dlatego od początku przygotowań do wyjazdu na misje Magda nastawiała się na Zambię. W tym celu aktywnie uczestniczyła w działaniach WMS, uczyła się pierwszej pomocy, poznawała tajniki pedagogiki zabawy, nauki rękodzieła, ale też poświęcała się modlitwie, mszom świętym, adoracjom. Jak każdy misjonarz musi jeszcze przejść testy językowe i psychologiczne. Tak intensywne przygotowania do misji w ramach Europy trwają minimum rok. Jeśli wolontariusz wyjeżdża dalej, ten proces wydłuża się do co najmniej dwóch lat. - Wszystko po to by zrozumieć, do jakiej służby jesteśmy powołani - tłumaczy Magda. 

Wiadomość od księdza

W listopadzie ubiegłego roku, w procesie jej przygotowań zaszła nieoczekiwana zmiana. Magda dowiedziała się o niej z wiadomości na Facebooku od ks. Pawła Fiącka, opiekuna wolontariatu w WMS. "Kaczka, to co, Meksyk czy Zambia?" - napisał do niej duchowny. Magda: - Wiedziałam, że dobro wspólne jest ważniejsze niż moje przygotowania, więc odpisałam: Gdzie będę bardziej potrzebna? I tak kierunek jej misji zmienił się z Afryki na Amerykę Północną. Dokładnie na Półwysep Jukatan do miasta Campeche, gdzie działają Salwatorianie.

Magda ma uczyć dzieci angielskiego, organizować zajęcia pozalekcyjne, animować życie parafii, ale też pomagać we wszystkich pracach jakie będą do wykonania. Raz w miesiącu planowane są wyprawy misyjne do wiosek Majów. Co na to najbliżsi? - Mama się martwiła. Kiedyś nawet mnie zagadnęła: Wiesz, że tam gwałcą? No wiem przecież, ale tłumaczyłam, że jadę do mniejszego miasta, nie tak niebezpiecznego jak Mexico City. 

Bóg istnieje i nas kocha

Nie tylko mama Magdy martwi się o córkę. "Nie boisz się?" - to jedno z najczęściej zadawanych jej pytań. Pytamy więc i my: - Nie, nie boję się. Jedyne czego się obawiam to tęsknota. To będą moje pierwsze święta poza domem, nie wiem jak zareaguję, dlatego modlę się o to, by Bóg dał mi siłę na pokonywanie wszystkich trudności. Wiem, że On się cieszy, że mnie do takiej posługi powołuje - odpowiada Magda.

Wyjazd na misje, oprócz czasochłonnych przygotowań, wymaga też niemałych pieniędzy. Formacja WMS pokrywa koszt ubezpieczenia. Na kurs językowy, bilety lotnicze i kieszonkowe na miejscu Magda musi zdobyć sama. Dlatego na Facebooku jej znajomi zorganizowali akcję "Wyślij Kaczkę do Meksyku", w ramach której różne osoby oferują swoje talenty w zamian za wsparcie. Ktoś zrobi komuś paznokcie, inny zaprosi do domu w górach lub oferuje poradę prawną. W ten sposób na Magdy konto misyjne wpłynęło 2,6 tys. zł. Na bilety lotnicze udało się zebrać wśród parafian z parafii Świętego Stanisława Biskupa i Męczennika w Czemiernikach, gdzie w dniach 20-21 czerwca obywał się Weekend Meksykański.

- Przez te wszystkie rzeczy, wsparcie znajomych i zupełnie obcych ludzi, parafian, nie czuję, że jadę tam sama. Za mną stoi sztab ludzi, którzy mnie wspierają finansowo i modlitwą. To budujące - nie ukrywa Magdalena Kaczor. Do Meksyku wylatuje na początku października. Zostanie tam do lipca. - To nie jest zwykły wyjazd. Jadę służyć i pomagać, by ludzie widzieli, że Bóg istnieje i nas kocha - mówi wolontariuszka.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE