Z Radzynia do Bezwoli, do Ośrodka dla Cudzoziemców jest ponad 15 km. Często widać, jak ten odcinek drogi pokonują pieszo odmiennie ubrani od lokalnej społeczności kobiety i mężczyźni. Nie za bardzo mają na bilet autobusowy, a to co mają to ogromne ilości wolnego czasu i pytanie z tyłu głowy: Co dalej?
W dwóch blokach w dawnej Jednostce Wojskowej w Bezwoli mieszka ponad 200 uchodźców. Docelowo Ośrodek może przyjąć 280 osób. Od czasu, kiedy na ukraińskim Majdanie rozpętała się wojna, wciąż ich przybywa. Nie są tutaj szczęśliwi tak, jak chcieliby być. Martwią się o tych, których pozostawili. O matki, dziadków, braci.
39-letni Wiktor uciekł przed wojną i prześladowaniami. Jest Żydem. - Każdego dnia mnie serce boli, jak myślę o matce. Chcę by tu przyjechała. Ojca zabili. Był inżynierem, matka wcześniej pracowała jako profesor matematyki. Została w małej miejscowości pod Kijowem - opowiada. - Nie wiem co będzie jutro, ale chcę tylko jednego: żeby był pokój, żeby nie było wojny.
Na korytarzach ośrodka słychać język rosyjski, ukraiński, gruziński, czeczeński, czy mowę Tatarów Krymskich. Modlą się do różnych Bogów: Boga chrześcijan, Allaha, Jahwe. - Różne narodowości i różne religie to jest mieszanka wybuchowa. Muzułmanie, jezydzi, świadkowie Jehowy, prawosławni, katolicy, nawet - mormoni - wylicza Magdalena Mickiewicz-Saczuk, pracownik ośrodka.
Uchodźcy mieszkają w Bezwoli przez sześć miesięcy, tak jak im gwarantuje prawo. Potem szukają swego miejsca na ziemi. Najczęściej emigrują do dużych aglomeracji, bo tam łatwiej o pracę i zarobek. Będąc w Bezwoli dostają kieszonkowe. To 70 zł miesięcznie na osobę dorosłą i 350 zł na dziecko plus całodzienne wyżywienie. - To lepiej niż nic - przyznają, ale podkreślają, że to wciąż tylko przystanek na ich drodze ku życiu, gdzie nie ma wojny, prześladowań, krwi na ulicach.
Ośrodek położony jest na uboczu. Dwa razy w tygodniu organizowane są autobusy, którymi uchodźcy mogą dostać się do Radzynia i do Białej Podlaskiej. Do Radzynia w środy, bo wiadomo - rynek.W piątek - do Białej, bo wiadomo, Biała to nie to co Radzyń.
Dni w ośrodku płyną monotonnie i w zasadzie niczym się nie różnią od siebie. Upływają na czekaniu. Dzieci, których jest blisko sto mają rodziców i plac zabaw. Nic więcej im nie trzeba. Z dorosłymi jest gorzej, bo dźwigają ze sobą wspomnienia i lęk o przyszłość.