- I jak ja teraz mam wjechać? - pyta Franciszek Ślusarz, który 15 lipca przyjechał z zakładu karnego w Nysie do schroniska dla bezdomnych w Radzyniu. Mężczyzna porusza się na wózku inwalidzkim. Wprawdzie schronisko posiada wjazd dla wózków, ale wewnątrz obiekt nie jest przystosowany do korzystania z niego przez osoby niepełnosprawne. - Tutaj nawet nie ma miejsca, żeby się obrócić na wózku, bo chwila nieuwagi i człowiek stoczy się z wózkiem na glebę - mówi, niebezpiecznie zbliżając się do krawędzi betonowego wjazdu, żeby udowodnić, że balansuje na granicy.
Progi nie do przejścia
Franciszek Ślusarz ma 65 lat. Od 2001 roku jeździ na wózku. Lekarze zdiagnozowali u niego miażdżycę kończyn dolnych. Jego życiowa historia zatrzymała się teraz w radzyńskiej tzw. noclegowni. We wszystkich drzwiach, w tym drzwiach wjazdowych do jego pokoju są progi, których on zdezelowanym wózkiem nie pokona samodzielnie. - Na na zewnątrz nie mogę wyjechać, jeśli nikogo nie ma w domu. A już katastrofa jest w łazience. Nie ma dostosowanej dla niepełnosprawnych toalety, ramienia przy ścianie, żeby się wesprzeć, ani miejsca, żeby móc się swobodnie załatwić. Staram się nie jeść, czasem i dziewięć dni wytrzymam. Mówiłem pracownikowi ośrodka, żeby powycinać te progi, ale nikt nic z tym nie robi - tłumaczy pan Franciszek.
I dodaje: - Mi słowo "dziękuję" z ust nie schodzi, bo mi chłopaki ze schroniska pomagają. Sam nie dałbym rady.
(…)
Najnowszy numer Wspólnoty już w Twoim punkcie sprzedaży.