Leszek Golecki, Powiatowy Inspektorat Weterynarii był gościem podczas obrad rady gminy Borki. Przypomniał, że w tym roku ognisk ASF na terenie powiatu było sześć. - Temat walki z tym wirusem jest trudny, wielopłaszczyznowy, wielokierunkowy, a państwo ponosi olbrzymie koszty związane z tą chorobą. To na pewno nie koniec - mówił dodając, że spodziewa się niestety (przykładem ubiegłej zimy) nowych ognisk. - Jako inspekcja weterynaryjna jesteśmy cały czas w gotowości, przygotowani jesteśmy do ich zwalczania, apelujemy o rozsądek, o zachowane podstawowych zasad hodowli świń i bioasekuracji - podkreślił. W Borkach do tej pory Wojska Obrony Terytorialnej dwukrotnie przeczesywały lasy, ale dzika z wirusem ASF nie znaleziono. Był jeden padły w Pasmugach, ale - ujemny.
Inspekcja też nie ma lekko
Golecki przyznał, że drastyczne metody walki z wirusem czyli nakazy likwidacji stad, wiążą się ze złą opinią inspekcji wśród rolników. - Przykro jest mi słuchać obelg pod adresem Inspekcji. A tak naprawdę, to dzięki nam, ta hodowla może w ogóle jeszcze funkcjonować - stwierdził, tłumacząc po raz kolejny, że nie ma szczepionki na wirusa, i jeśli jest jedno zarażone zwierzę w stadzie, to kwestia kilku dni, że padnie całe stado. Nie ma innej metody niż likwidacja i kwarantanna. - To nie są łatwe decyzje, to też tragedie ludzkie, my to rozumiemy, ale my musimy wykonywać rozporządzenia ministra, respektować prawo - tłumaczył.
Borki - biała plama
Od październiku inspekcja rozpoczęła kontrole hodowli w gminie Borki. Radni i sołtysi dopytywali według jakiego klucza są kontrolowane gospodarstwa i przy okazji narzekali na dostęp do lekarza weterynarii w Borkach. Golecki tłumaczył, że według analiz wyszło, że gmina jest "białą plamą" na stałej trasie przemarszu dzików, które na swoje wędrówki najczęściej wybierają gminę Komarówkę, Wohyń, Radzyń i Kąkolewnicę. Stąd późniejsze kontrole niż gdzie indziej. Problem jest też fakt, że nie ma "kim" kontrolować. Inspekcja cierpi na brak weterynarzy. Odnosząc się do braku dostępności do lekarza, zaproponował gminie, by wspólnie przedstawić atrakcyjną ofertę dla młodego weterynarza, który zechciałby się nawet osiedlić w tej gminie i rozpocząć praktykę.
Dziki jak latały, tak latają
Radny Adam Król podniósł też kwestię odstrzału dzików: - Odnoszę wrażenie, że walka z ASF jest bardziej w sferze biurokratycznej. Co z odstrzałem dzików? To by było rozwiązanie sprawy, a dziki jak latały, tak latają. Jest dużo dzików, pola, łąki są zryte - zarzucał opieszałość w odstrzale. Oponował inny radny, myśliwy Andrzej Rogulski. - Po pierwsze to nie jest takie proste zabić dzika, trzeba na to poświęcić czasem i kilka nocy. Po drugie, nasze koło łowieckie zrealizowało plan odstrzału sanitarnego, podobnie jest w innych kołach, pogłowie dzika wyraźnie zmalało, mniej jest szkód zgłaszanych przez rolników. Poza tym, dzik musi być, ponieważ jest to zwierzę bardzo potrzebne w ekosystemie leśnym - tłumaczył. Nie do końca z tym się zgodzono, ponieważ pola i łąki (a nie tylko runo leśne) są według rolników zbuchtowane przez dziki, to dowód na to, że one są, a rolnicy nie zgłaszają szkód, bo odszkodowania są tak niskie, że im się już i nie chce. Warto dodać, że zmieniono ostatnio stawkę dla myśliwego – za odstrzał samicy jest to już 650 zł, co ma być bardziej motywującą zachętą dla myśliwego.
( więcej w papierowym wydaniu Wspólnoty)