Do wypadku w szkole w Kąkolewnicy doszło 7 września 2016 roku. Na lekcji wf uczennica gimnazjum upadła na kość ogonową. Trafiła do szpitala, potem na zwolnienie. Chodzi do szkoły, ale ciągle odczuwa silny ból, musi korzystać z zabiegów rehabilitacyjnych i stosować się do zaleceń rehabilitanta. Ponad rok zajęło dyrektorowi Witoldowi Lipskiemu dostarczenie protokołu powypadkowego rodzicom. Ojciec miał do niego liczne zastrzeżenia. Mężczyzna pyta, dlaczego nikt nie poniósł konsekwencji i czy w szkole jest bezpiecznie.
Dwa protokoły
Ojciec gimnazjalistki, sam pracujący jako nauczyciel w międzyrzeckiej szkole, postępowanie powypadkowe określił w swoim piśmie mianem farsy, której celem jest uniknięcie odpowiedzialności za zdarzenie. Sprawą zajęła się po jego interwencji komisja powołana przez wójta. Tak więc powstały dwa protokoły powypadkowe: pierwszy szkolny, według którego do upadku doszło na skutek nieuwagi ćwiczących na lekcji wf uczennic, drugi komisji wójta bez wskazywania winnych, ale za to z relacją poszkodowanej. Według niej, nauczycielka wcale się nią nie zajęła i nie zaprowadziła do gabinetu pielęgniarki, a że jej już nie było, do wicedyrektor Iwony Sadło poszła sama. W protokole szkolnym było odwrotnie.
(…)
Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty (dostępnym w punktach sprzedaży).