- Nasz Krzysio! – tak mówią o niepełnosprawnym od urodzenia synu rodzice.
Chorował na fenyloketonurię, padaczkę i chorobę Friedreicha.
- Był dobry, spokojny, wycałował mnie za dnia z pięćdziesiąt razy. Kochał muzykę, ciągle coś musiało być włączone. Był bardzo przyjazny do ludzi, ale myśmy nad tym pracowali, żeby taki był, żeby nie przejawiał agresji, co się u takich osób zdarza. Lekarze podziwiali: to dzięki wam tak długo żył – mówi Alina Dylik, mama zmarłego w marcu 2014 roku Krzysztofa.
Od jego urodzenia przez 40 lat opiekowała się synem w domu, dzień i noc.
- 40 lat, 6 miesięcy i 16 dni – koryguje Ryszard, mąż pani Aliny.
Dziś pani Alina opiekuje się drugim synem, również niepełnosprawnym z powodu fenyloketonurii.
To był szok
Po dwóch latach od śmieci syna Krzysztofa, w 2016 roku nabyła prawa do emerytury i wystąpiła do ZUS o przyznanie świadczenia. Marzyła, żeby dostać chociaż 500 zł. Nigdy nie była zatrudniona, więc nie spodziewała się więcej.
- Mówiłam, że jak dostanę 500 zł tej emerytury, to będzie dobrze. Jak zobaczyłam, ile mi wyliczyli, nie mogłam uwierzyć. 63 zł z groszami! To był szok – wspomina.
W uzasadnieniu podano, że miała za krótki okres składkowy i brakuje kapitału początkowego.
(...)
Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty (dostępnym w punktach sprzedaży).