Prezes został poproszony o sprawozdanie z działalności klubu piłkarskiego. Przypomniał, że LKS Orzeł Czemierniki posiada w tej chwili trzy sekcje: seniorów i dwie młodzieżowe, juniorskie. W tym roku w tabeli rozgrywek okręgu bialskopodlaskiego seniorzy zajęli drugie miejsce, juniorzy młodsi - trzecią lokatę, sekcja orlik starszy – szóste miejsce. - Zakładaliśmy, że powstanie w tym roku wreszcie czwarta grupa młodzieżowa, widać, że istnieje potrzeba, żeby łączność wiekowa pomiędzy grupami była, ale nie udało się ze względu przede wszystkim na budżet - informował na sesji.
Duże pieniądze na przejazdy
Prezes podkreślił, że kosztowne są przejazdy zawodników na rozgrywki okręgowe. Do Białej Podlaskiej, Leśnej, Terespola, Dobrynia itd. Na rok 2018 klub dysponował kwotą 56 tys. zł, (pięć tys. jeszcze zostało), ale gro środków poszło na transport. - Bardzo nam pomaga program ministerialny dla małych klubów, dotacja ok. 10 tys. zł rocznie. Już dwa razy byliśmy beneficjentami tego programu. W minionym roku sześć tys. zostało przeznaczonych na szkolenie trenerskie, cztery tys. - na zakup sprzętu, dresów dla juniorów, getrów, spodenek. W tym roku chcemy też kupić bramki aluminiowe i dresy dla grupy juniorskiej. Trzeba w dalszym ciągu aktywnie rozglądać się za nowymi programami - zapowiedział. Do sukcesu zaliczył dodanie czemiernickich orląt fundacji młodzieżowej "Młodzi Młodym". Dzięki temu udało się z jednego procenta uzyskać na klub 1548 zł odpisu. A zapowiada się, że może być więcej. Mimo to problemem, który pożera śodki, jest transport. - Mamy problemy z transportem, jeden gimbus nie wystarcza, korzystaliśmy z prywatnego przewozu pana Skowronka i ta kwota na czwartą grupę (nieutworzoną) została praktycznie przejeżdżona - stwierdził.
Praca społeczna, pracy i odpowiedzialności dużo
- Ja już 11 lat pełnię charytatywnie funkcję prezesa LKS Orlęta Czemierniki. Podobnie jak cały zarząd. Nikt z nas nie bierze żadnych pieniążków. A obowiązków jest bardzo dużo - podkreślił, obrazując w jakich realiach funkcjonuje klub. - Kupiliśmy pralkę. Od lat naszą "praczką" jest Waldemar Cholewa, który godzi się na te obowiązki i za to mu bardzo dziękuję. W sezonie trzeba często kosić i wywozić trawę, ja zabieram ją na własny kompostownik, żeby nie obciążać budżetu gminy - wyliczał i przypominał bolączki klubu. Od wielu, wielu lat piłkarze ciągle marzą o boisku. I to ze względu na bezpieczeństwo. - Był jeden wypadek, gdzie piłka wybita z boiska stłukła lusterko w samochodzie. Zapłaciłem. Podczas ostatniego meczu piłkę przejechał samochód i 300 zł wyleciało w powietrze. Natomiast gdyby to było zdarzenie tragiczne, dziecko zaaferowane grą wybiegło pod samochód, wtedy to już by był kryminał, a kto by odpowiadał - prezes... - mówił po raz kolejny. Boisko bez ogrodzenia, zabezpieczenia, bez sanitariatów, to zbyt słabe zaplecze dla klubu, który ma ambicje się rozwijać.
Chciałbym, żeby klub przejął ktoś z charyzmą
Prezes nie ukrywał, że decyzja o rozstaniu się z funkcją jest poważna. - Napisałem na rok 2019 budżet na 60 tys. zł, bo może wreszcie uda się utworzyć czwartą grupę, ale nie ukrywam, że czas na zmiany i chciałbym, żeby funkcję prezesa przejął ktoś młody, z charyzmą, obeznany z nowinkami technicznymi. Gdyby się zgodził Bartosz Mańko, byłoby to z korzyścią dla wszystkich - wskazywał następcę. Na radzie nie podejmowano tematu zmian. Wójt Arkadiusz Filipek, przewodniczący Marek Bączek oraz radny Zbigniew Sznura dziękowali prezesowi za serce wkładane w pracę dla klubu i zapewniali, że jest ona widoczna i wysoko ceniona w środowisku.