- Zdjęcie pochodzi z roku 2000. Zostało zrobione prawdopodobnie przez mojego tatę na polu Tor Vergata, kiedy pojechaliśmy na finał Światowych Dni Młodzieży do Rzymu. Towarzyszył tym dniom duży spontan. To nie było tak dopięte na ostatni guzik wydarzenie, jak chociażby ostatnie ŚDM w Polsce. Klimat był troszeczkę woodstockowy - zaczyna opowieść o historii jednego zdjęcia Jakub Hapka.
- Jest niedzielny poranek. Po sobotnim, nocnym czuwaniu młodzi ospale podnoszą się ze śpiworów, trwa toaleta w polowych warunkach. Ja akurat razem z jakimś Kanadyjczykiem myjemy zęby i z daleka słyszymy komunikat. Fama głosi, że Ojciec Święty zaraz u nas będzie. Właśnie obok nas wyznaczono drogę, którą ma przejeżdżać do ołtarza, gdzie ma przewodniczyć centralnej mszy świętej. W te pędy biegniemy w to miejsce, by go powitać. Jak widać na zdjęciu, euforycznie macham do Ojca Świętego, a w ręku nadal trzymam szczoteczkę do zębów. Z tych emocji zupełnie zapomniałem, że ją mam - wspomina Jakub. I dodaje: - To jest takie fajne wspomnienie. Nigdy bliżej Ojca Świętego nie byłem.
Specjalnie dla nas otwierali lodziarnię
Fotografia sprzed 16 lat jest dla Kuby, wówczas bardzo młodego pielgrzyma, skarbem, bo przypomina drogocenne chwile. - To był bardzo ciekawy wyjazd. Pojechaliśmy z ks. Markiem Zalewskim, byłym wikariuszem z Sanktuarium MBNP, na tydzień przed uroczystościami centralnymi do włoskich rodzin. Do miasteczka Polverigi pod Rzymem. Zapamiętałem wspaniałą serdeczność Włochów. W tym kraju i ludziach naprawdę można było się zakochać. Budynki na zewnątrz może nie budziły jakiegoś takiego zachwytu, ale w środku były pięknie wyposażone. Rodzina, do której trafiliśmy zostawiła nam cały dół mieszkania. Ich gościnność była tak serdeczna. Zabierali nas po całym dniu spotkań religijnych, modlitw na lody do lodziarni, która specjalnie dla nas była otwierana. Trwały wielkie upały. Pamiętam jak szukaliśmy cienia, bo rzymskie, sierpniowe słońce było bardzo palące. Na wielkim polu, na którym stacjonowaliśmy, nie było ani jednego drzewa. Obok była jakaś stara fabryka - stamtąd wyciągaliśmy jakieś stare palety, targaliśmy na nasze miejsce czuwania, ale potem wolontariusze utworzyli kordon, żeby nas tam nie dopuszczać. W naszym autokarze jeszcze w drodze do Rzymu popsuła się klimatyzacja. Nie zapomnę nigdy zapachu sera wiezionego z Włoch do Polski, który rozpuszczał się w trakcie trzydniowego powrotu. Ten czas, tydzień, to mnóstwo wspaniałych historii i wspomnień. Zdjęcie ze szczoteczką jest ich odbiciem - kończy swoją opowieść.