reklama

SM SPOMLEK w akcji: Pomóż Filipkowi ! Błagalne apele rodziców o pomoc. Do końca akcji zostało 14 dni, brakuje ponad 4 mln zł

Opublikowano:
Autor:

SM SPOMLEK w akcji: Pomóż Filipkowi ! Błagalne apele rodziców o pomoc. Do końca akcji zostało 14 dni,  brakuje ponad 4 mln zł  - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaRadzyńska firma SM SPOMLEK dołączyła do akcji pomocy. Postanowili wspomóc naszego małego wojownika, wystawiając do licytacji swoją firmową maskotkę. Jej wysokość to aż 60cm. Cena wywoławcza: 100 zł. (akcja trwa na koncie na facebooku Licytacje dla Filipka Bulanda, akcje promuje Kamila Kublicka  )Wysyłka po stronie firmy. Licytacja trwa do 24.04 do godziny 21:00   ​​Ponad 5,5 mln zł potrzebują na leczenie rodzice 23-miesięcznego Filipa z Jawidza ( pow. łęczyński), który zmaga się ze złośliwym guzem mózgu z przerzutami do rdzenia kręgowego . Jedynym ratunkiem dla chłopca jest operacja w USA. Pomoc zaofiarowało już ponad 20 tys. osób, a zbiórka pieniędzy dotarła nawet do Australii. Ten apel to wołanie o pomoc – ostatnia deska ratunku! - Kiedy postawiono diagnozę, guz miał już ponad 8 centymetrów. To wielkość pięści dorosłego człowieka... ​​ ​To trwało dwa tygodnie. Pod koniec stycznia nie mógł przejść przez próg ani spojrzeć do góry. Podstawowe badania nic nie wykazały. Pewnego dnia Filip nie mógł wstać z łóżka nie było z nim kontaktu trafił do szpitala w Lublinie i rodzice usłyszeli diagnozę. Chłopice przeszedł już jedną operację, ale ratunkiem może być operacja w Stanach Zjednoczonych​​Niestety leczenie w Stanach kosztuje fortunę. Ponad 5,5 mln złotych! Dlatego rodzice proszą o pomoc. ​​​ Zbiórka na rzecz chorego Filipka jest prowadzona na portalu siepomaga, a czasu jest coraz mniej. ​​ https://www.siepomaga.pl/filip

Rodzice zamieścili prośbę: 

 

W głowie naszego 2-letniego synka tyka bomba. Kiedy postawiono diagnozę, guz miał już  ponad 8 centymetrów. To wielkość pięści dorosłego człowieka... W Polsce usłyszeliśmy, że to koniec, a czasu z synkiem pozostało nam bardzo mało. Powiedziano nam, że Filipek umrze… Od tych słów zaczęło się nasze rozpaczliwe szukanie ratunku. Znaleźliśmy go w USA. Niestety leczenie tam kosztuje fortunę. Prosimy Cię z całego serca – pomóż nam ratować życie naszego synka, on ma dopiero dwa latka...

Od dwóch miesięcy codziennie przekonujemy się, czym jest rozpacz i strach. Pod koniec stycznia po raz pierwszy jechaliśmy przerażeni do szpitala. Tamtego dnia Filipek źle się czuł – w którymś momencie zauważyliśmy, że leży bezwładnie na poduszce. Po chwili byliśmy już drodze do lekarza. 

Zawsze kiedy przekraczaliśmy próg ośrodka, Filip głośno płakał. Teraz nawet nie reagował – nie był w stanie… Od razu otrzymaliśmy skierowanie do szpitala. Bałam się wtedy, że to może być zapalenie opon mózgowych. Mój 9-miesięczny braciszek zmarł właśnie na to… W szpitalu zrobiono tomograf. Po otrzymaniu wyników od razu wezwano męża do gabinetu. Kiedy wyszedł stamtąd, zapytał pielęgniarki, czy mogłaby dać mu coś na uspokojenie. Lekarz powiedział wszystko wprost. Diagnoza to złośliwy guz mózgu – życie Filipa wisi na włosku. Ciężko się podnieść po takim ciosie. Zwłaszcza kiedy za chwilę nadchodzi kolejny. Rezonans pokazał, że guz w główce zdążył już urosnąć do ponad 8 centymetrów. Nie potrafiliśmy tego zrozumieć – nasz synek nie miał jeszcze nawet dwóch latek. 

Kiedy po raz pierwszy lekarze zabrali synka na blok operacyjny, zostaliśmy sami na korytarzu szpitala. Sami z ogromnym bólem i strachem o jego życie. W czasie operacji wszczepiono mu zastawkę, która miała odprowadzić z główki nadmiar płynu. Po tygodniu odbyła się kolejna operacja – tym razem próba usunięcia jak największej części guza. Gdy zapytaliśmy, jak trudny będzie to zabieg, lekarz zatrzymał się i powiedział, że Filipek może jej nie przeżyć. 

Operacja była horrorem – pięciogodzinnym horrorem, o którym codziennie przypomina nam długa blizna na główce synka. Po operacji zastaliśmy widok, który łamał serce. Filip leżał bezwładnie pod całą masą kabli i rurek prowadzących do maszyn, który utrzymywały go przy życiu. Rączki i nóżki przywiązane były do łóżeczka… W czasie operacji udało się usunąć tylko część guza – tylko trzy z ośmiu centymetrów. Nowotwór wciąż jest w główce Filipa. W każdej chwili może odrosnąć, dać przerzuty… 

Po operacji otrzymaliśmy wyniki histopatologii. Potwór, z którym walczymy to wyściółczak anaplastyczny, najbardziej agresywny nowotwór mózgu. Ruszyła lawina złych wiadomości. Padały słowa, które kaleczyły najmocniej. O tym, że jeśli Filipek dożyje piątego roku życia to będzie cud. Lekarze mówili o nim jak o staruszku, który umiera, a nie jak o dziecku, które dopiero co rozpoczyna swoje życie. W Polsce nikt już nie chce podjąć się operacji. Jeśli zostaniemy w kraju, będziemy świadkami umierania własnego dziecka...

Zaczęliśmy desperacko szukać ratunku za granicą. Skontaktowaliśmy się z rodzicami chłopca, który również miał złośliwego guza mózgu i który wyjechał na leczenie do USA. Jego ostatni rezonans wykazał, że leczenie działa, a guz zniknął. To przywróciło nam nadzieję! Od razu wysłaliśmy wyniki Filipka do Nationwide Childrens Hospital w USA. Dostaliśmy kwalifikację do leczenia – to doskonała wiadomość. Niestety obok niej jest też ta zła – leczenie Filipka będzie kosztowało ponad 5,5 mln złotych! To niewyobrażalne pieniądze...

Piszemy ten apel, siedząc przy łóżeczku Filipa na oddziale onkologii, wyrywamy chorobie kolejne dni i z przerażeniem patrzymy na upływający czas. Im leczenie odbędzie się szybciej, tym lepiej, bo guz w każdej chwili może znowu zacząć rosnąć i dać przerzuty. Boimy się, ale też wierzymy w cud – w to, że zdążymy uratować nasze dziecko. Prosimy, pomóż nam – bez Ciebie nie damy rady...

Małgorzata i Damian, rodzice Filipka

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE