reklama

Szukasz pomysłu na prezent? Oto nasza propozycja

Opublikowano:
Autor:

Szukasz pomysłu na prezent? Oto nasza propozycja - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura"Terra Felix" to swoisty przewodnik po Podlasiu. O tym, dlaczego Północna Lubelszczyzna to Terra Felix - Ziemia Szczęśliwa, dlaczego warto być zawsze blisko, o urokach odkrywania miejsc na pozór znanych, wszystkich barwach Podlasia, spotkaniu z biskupem Konstantynopola na brzegu Bugu i planach napisania podlaskiego kryminału ze Zbigniewem Smółko rozmawia Mateusz Orzechowski.

Terra Felix kupisz w redakcji Wspólnoty, przy ulicy Ostrowieckiej 34 w Radzyniu. Cena: 40 zł.


Ty chyba po prostu lubisz jeździć po jakichś odległych od głównej szosy wioskach?

- Uwielbiam. Przecież na Podlasiu (używam tej nazwy dość szeroko - w książce mieszczą się w jego granicach też m.in. Kock czy Sosnowica) my wszyscy jesteśmy w 99 procentach wioskowi góra w drugim pokoleniu. Kiedy zorientowałem się, że lepiej mi w drewnianym kościółku niż w katedrze, ciekawiej w archiwum i na strychu plebanii niż w bibliotece i wolę pierogi i bimber niż żabie udka, to postanowiłem z tym uczuciem nie walczyć. Jak się dobrze i bez uprzedzeń przyjrzeć, to świat jest cudowny...

I o tym świecie postanowiłeś napisać książkę?

- Nie pierwszy raz zresztą. Kilka lat temu popełniłem taki dość kolorowy tomik "Axis Mundi – spotkania z Podlasiem". Było tam kilkanaście opowiadań o świątyniach, które przez setki lat stanowiły dla okolicznych tytułową "Oś Świata", miejsce magiczne i zapewniające stabilność. Wszystko się zmieniało, a one stały. I to było o niezmienności Podlasia. Ze zdumieniem stwierdziłem, że to się spodobało, czytelnicy zareagowali bardzo pozytywnie, więc potem, zwłaszcza na łamach "Wspólnoty", do podobnych wątków wracałem. No i teraz niektóre rozbudowałem.

Czyli kontynuacja?

- "Terra Felix" (Ziemia Szczęśliwa) ma podobną strukturę, to też zapis włóczęg wokół krajowych dróg numer 18 i 63. Tyle że tu podkreślam niespotykaną gdziekolwiek indziej rozmaitość narodów, języków, kultur, tradycji, wyznań. Ona do dziś przetrwała tylko śladowo, ale kiedyś mieliśmy tu wszystkie kolory świata i funkcjonowało to całkiem nieźle. Hiszpanie wyganiali Żydów, we Francji katolicy palili protestantów, w Szwajcarii odwrotnie, Rosjanie mordowali starowierów, Niemcy toczyli wojny religijne, a u nas miałeś obok siebie dwie cerkwie, kościół, synagogę, zbór ewangelicki i jeszcze Tatarów i Cyganów. Coś wyjątkowego na skalę europejską, o czym mało kto pamięta. Dlatego dałem podtytuł "Podlasie dla średniozaawansowanych", rozważałem też "Podlasie dla ciekawskich".

Gdzie wstąpiłeś tym razem?

- Najpierw jest mój kochany Wohyń i kościółek na cmentarzu, są Czemierniki z kościołem i fortalicją, Kock i Radzyń ze swoimi historiami żydowskimi, Lebiedziew i Studzianka z Tatarami, Mościce koło Sławatycz z Holendrami i Zawada z Niemcami no i sporo miejsc, gdzie przeplatał się chrześcijański Wschód z Zachodem i polskość z rusińskością – Hola, Nosów, Kijowiec, Sosnowica, Ortel, Dokudów, Szóstka, Kolembrody...

No właśnie, dużo miejsca poświęcasz unitom i prawosławnym, to efekt tego, że pochodzisz spod Białegostoku? Masz jakieś wschodnie korzenie?

- No właśnie nie, w tej części Białostoczyzny, z której pochodzę, prawosławnych jak na lekarstwo, już bliżej do granicy dawnego zaboru pruskiego. Chlubą rodziny zawsze był fakt, że dziadek mamy był kościelnym u Matki Boskiej Krypnieńskiej, kto zna okolice Knyszyna i Tykocina to wie, że to poważna sprawa... Chrześcijańskim wschodem zaraziłem się dopiero tutaj, od nieżyjącego już ojca Mariana Piętki, marianina, katolickiego zakonnika wschodniego obrządku, długoletniego proboszcza parafii neounickiej w Kostomłotach. Objaśniał mi liturgię, zwyczaje, sposób myślenia, całą wielką filozofię i teologię Wschodu, a jednocześnie zawiłości życia na Nadbużu i całą duszę "tutejszych". To były uczty intelektualne, bo ojciec Roman był wielkim erudytą, znawcą antycznej greki, do poduchy czytał Homera w oryginale, a jednocześnie był też bystrym obserwatorem i cudownym rozmówcą, pełnym życzliwości, cierpliwości i poczucia humoru.

Długo się taką książkę pisze?

- Samo pisanie trwa bardzo krótko, kiedy już siądę, to robota leci błyskawicznie. Tu było jeszcze szybciej, bo wiele wątków miałem już przepracowanych przy okazji publikacji we "Wspólnocie". Do tego doszło jeszcze zrobienie zdjęć...

Dużej ilości zdjęć...

- Zrobiła je zupełnie fantastyczna pani fotograf Aneta Sarna-Blachani, cudowna rejestratorka rzeczywistości Lublina i okolic. Uwielbiam jej paletę barw, ciepło jej zdjęć i cudowną osobowość, która sprawiła, że wspólne włóczenie się po Podlasiu to była wielka frajda. Teksty w "Terra Felix" każdy może ocenić po swojemu, ale zdjęcia Anety to bezdyskusyjnie zupełne mistrzostwo świata. Na dodatek fajnie poskładał to w całość Przemek Krupski, mistrz nad mistrze...

Kiedyś pojeździłem z Tobą po Podlasiu. Że je znasz, wiedziałem wcześniej, ale okazało się, że i Ciebie znają. Jeden mnich w Jabłecznej opowiadał mi, że zaliczyłeś tam jakieś nadzwyczajne spotkanie z patriarchą Konstantynopola...

- Staram się być blisko, to i o dobre kontakty łatwo. Z tym spotkaniem z Jego Świątobliwością Bartłomiejem rzeczywiście było dość nietypowo. On gościł na odpuście na Grabarce, ale nocować miał, w drodze do Lublina, właśnie w Jabłecznej. Więc ja nie pojechałem na Świętą Górę, tylko do klasztoru nad Bugiem. Czekamy, czekamy na orszak, a tu nagle wjeżdżają dwie skody, bez żadnej obstawy (oprócz tego, że jeden z towarzyszących patriarsze mnichów jakoś mało na mnicha mi wyglądał) i z tej mniejszej, z tylnego siedzenia wysiada siwiuteńki księżulo w skromniutkim habicie... Bez trudności można było podejść, zamienić dwa zdania, nawet może i cztery, dostać błogosławieństwo. Z jednej strony to było absolutnie niesamowite, z drugiej jakieś takie podlaskie i naturalne. W sumie drugi po papieżu dostojnik chrześcijaństwa, na zdrowy rozum powinien jeździć co najmniej z ministrem do towarzystwa. A nie czekał na niego nawet wójt Kodnia, a z mediów rzeczywiście byłem chyba tylko ja.

A czego możemy spodziewać się po Twoim pisaniu dalej?

- Mam kilka pomysłów... Z jednym kombinuję prawie od dekady, ale chyba już widać początek końca, więc powiem w tajemnicy: mam rozgrzebany kryminał podlaski. Taki między Kockiem, Radzyniem a Jabłeczną właśnie, gdzie kręci się sporo prawdziwych postaci z przełomu XIX i XX wieku. Te osoby w pewnym momencie mi się chyba trochę wymknęły spod kontroli, ale powoli układam to w całość. Takie – znaj proporcją mocium panie - wioskowe "Imię róży"...

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo