Około godz. 13:00 dwunastego maja zaczęły płonąć cztery budynki inwentarskie na posesji przy ul. Sitkowskiego. Nie udało się uratować zwierząt. Spłonęło żywcem sześć kucyków i koza. Małego źrebaka, ze względu na rozległe poparzenia, musiał uśpić weterynarz.
Zawsze tu była wanienka z wodą
- Jak na złość, zawsze tu była wanienka z wodą. Kiedy się zapaliło, akurat była pusta – mówi właściciel posesji, na której 12 maja we wczesnych godzinach popołudniowych wybuchł pożar. – Używałem diaksa i musiała iskra pójść na podwórko. Nieraz tu i spawałem, i używałem szlifierki, nigdy dotąd nic takiego się nie zdarzyło – tłumaczy mężczyzna. Kiedy zobaczył, że zaczęła palić się słoma, której akurat sporo było na podwórzu, zaczął sam gasić. Wysuszona słoma i siano zajmowały się bardzo szybko. Drewniane budynki dla zwierząt stały bardzo blisko siebie, jeden szybko zajmował się ogniem od drugiego.
(...)
Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty (dostępnym w punktach sprzedaży).