KILKADZIESIĄT "SZYBKICH" Z Patrykiem Szymalą, obrońcą Orląt Radzyń Podlaski
Moim managerem był Marek Citko. Co mi puścisz, ja zatańczę
Patryk, kim chciałeś zostać w dzieciństwie?
- Jakimś zawodnikiem. W Orlętach zacząłem grać w momencie, kiedy byłem w szóstej klasie szkoły podstawowej. Wcześniej byłem namawiany, jednak nie zdecydowałem się. Moim marzeniem było to, by po lekcjach rzucić plecak i biec na boisko. Oglądałem naklejki, zbierałem karty z piłkarzami.
Jak to się stało, że zostałeś piłkarzem?
- Piłkarzem? Jeszcze nim się nie stałem (śmiech - przyp. red.). Jeździłem na wszystkie zawody sportowe i do gry w piłkę namawiał mnie Dariusz Wołek. Wreszcie się zdecydowałem pójść na zajęcia. Początki nie były zbyt kolorowe. Pochodzę z Białej, a w zespole byli sami miastowi z Radzynia Podlaskiego. Później to się trochę zmieniało. Grałem w swoim roczniku, po roku przeszedłem do starszych. Z juniorów pojechałem na kadrę województwa. Wywalczyliśmy wicemistrzostwo Polski. Przegraliśmy po karnych z Wielkopolską.
A później?
- Pojechałem do Opalenicy. Wtedy była tam najlepsza szkółka piłkarska w Polsce. Zauważył mnie jakiś skaut z naszego województwa. Miałem testy. Na pierwszych pojawiło się 60 zawodników. Połowa odpadła. Po trzecim spotkaniu zostało dwóch. Ja i Jakub Bąk, który gra w Resovii Rzeszów, a wcześniej grał w Koronie Kielce czy Pogoni Szczecin. Zostałem w Opalenicy. To był inny świat. Przed szkołą miałem trening. Później lekcje. Obozy, ubiór, poziom. To był szok.
Pierwszy mecz?
- Z Lechem Poznań. Po raz pierwszy złapały mnie skurcze w obie nogi. Nie dokończyłem spotkania. Zostałem zniesiony z boiska. Później wróciłem do Orląt. Trenerem był Rafał Wójcik. Profesjonalista w każdym calu. Zagrałem rundę i dostałem propozycję z Kotwicy Kołobrzeg. Początki były kiepskie. Zagrałem siedem spotkań. W następnym sezonie rozegrałem całą rundę. Doznałem kontuzji, a wcześniej podpisałem umowę managerską z Markiem Citko.
Miałeś propozycje?
- Ze Stali Stalowa Wola, z Miedzi Legnica. Na stole leżał kontrakt z Zagłębiem Lubin. Przez kontuzję czar prysł. Wróciłem do Radzynia Podlaskiego. Zagrałem pół rundy i dostałem telefon od trenera z Kotwicy, który prowadził Bałtyk Koszalin. Wsiadłem i pojechałem. Kolejny sezon rozpocząłem w Orlętach. Dzwonił Damian Panek, żebym wrócił w rodzinne strony. Przekonał mnie. Dostałem pracę u prezesa i tak jest od kilku lat.
Ulubiony piłkarz w dzieciństwie?
- Roberto Carlos. Brazylijczyk występował w Realu Madryt i miał niesamowite uderzenie.
Ulubiony trener?
- Każdy mnie czegoś nauczył. U Wójcika nauczyłem się charakteru. Podobnie było w Kołobrzegu. Ganiał mnie, nie oszczędzał. U niego byłem żołnierzem. Najdłużej współpracowałem z Damianem Pankiem. Dogadywaliśmy się, rozmawialiśmy na wszystkie tematy.
Ulubiony klub?
- Nie ma co się rozwodzić - Orlęta. Lubię pooglądać Liverpool. Szczerze powiem, że mam mało czasu, by oglądać dużo meczów. Wstaję do pracy, później mam swój trening, z dziećmi, wracam do domu i chodzę spać z kurami.
Klub, w którym byś nie zagrał?
- Jest kilka, ale zachowam to dla siebie (śmiech - przyp. red.).
Najlepszy piłkarz, przeciwko któremu zagrałeś?
- W Pogoni Szczecin był Adam Frączczak, Edi Andradina. A w barwach Orląt? Kto mnie wkręcił w ziemię? Tomasz Brzyski. Nie dałem się, ale widać było, że ma duże umiejętności, podobnie jak Wojciech Reiman ze Stali Rzeszów.
Najlepszy piłkarz w Ekstraklasie?
- Kiedyś podobał mi się duet w Legii: Daniel Ljuboja i Aleksandar Prijovic.
Najlepszy piłkarz Orląt Radzyń Podlaski?
- Arek Kot, Radek Kursa. Bardzo mi się podoba gra Bartka Cibiorowskiego, a teraz dołączył do nas Szymon Kamiński. Profesor. Nieźle prezentuje się Jakub Syryjczyk.
Piłkarz Orląt, który może zrobić największą karierę?
- Bartek Klebaniuk. Ma 18 lat, a jest podstawowym bramkarzem naszego zespołu.
Którzy piłkarze trzymają szatnię Orląt?
- Ja dorzucę pięć groszy (śmiech - przyp. red.). Dużo do powiedzenia ma Radek Kursa. Najłatwiej byłoby powiedzieć, że starszyzna Orląt.
Największy żartowniś?
- "Radzio" Kursa, teraz przyszedł Michał Wołos.
Największy imprezowicz?
- Nie ma już jego u nas, ale postawię na Kubę Kaganka.
Największy nerwus?
- Każdemu się zdarzy. Mnie często, podobnie jak "Kociakowi", czy "Radziowi".
Największy modniś?
- Michał Wołos i Karol Kalita. "Kali" lubi postać przy lustrze i powyginać włosy w różne strony.
Największy pantofel?
- Karol Kalita. Jest trzymany króciutko.
Największy fighter?
- Myślę, że większość zawodników wskazałaby mnie w czubie tego rankingu. Tylko urwana noga nie pozwoliłaby mi wybiec na boisko. Dobrym walczakiem jest Arek Kot.
Którego zawodnika chciałbyś zobaczyć w "Turbokozaku"?
- "Kociaka", który wrzuca, wkręca czy podbija piłkę, ale bez butów. Już widzę te "czipsy" (śmiech - przyp. red.). Gdybym wiedział, że jest nagranie, specjalnie wybrałbym się na stadion, by zobaczyć go w akcji. Technikę ma niesamowitą. Okaz (śmiech - przyp. red.).
"Czipsy"?
- Takie rzeczy zostają w szatni (śmiech - przyp. red.).
Najbardziej pamiętna impreza z kolegami?
- Oj, było ich bardzo dużo i będzie jeszcze więcej. Integracja buduje atmosferę, a o to w piłce chodzi.
Jesteś zwolennikiem, czy przeciwnikiem pirotechniki na stadionach?
- No proszę cię, oczywiście, że zwolennikiem. To jest piękno futbolu. Piłka bez kibiców, opraw to jak szarlotka bez jabłek.
Co cię denerwuje w działaczach Orląt?
- Nic. Ja z prezesem dogaduję się szybko. W tamtym sezonie dogadałem się z Krzysztofem Grochowskim w ciągu krótkiego spaceru. Trwał pięć metrów. Prezes jest moim szefem w Orlętach i w firmie Kris Auto. Polecam nasze usługi.
Wymarzone miejsce na wczasy?
- Malediwy.
Najpiękniejsze miejsce, w którym byłeś?
- Byłem w Egipcie, Turcji, Grecji. Wszędzie jest ładnie. Każde miejsce ma w sobie coś.
Ulubiona muzyka?
- Co mi puścisz, ja zatańczę. W szatni o muzykę dba Karol Kalita. Z zadania wywiązuje się bardzo dobrze.
Jak radzisz sobie w kuchni?
- Z głodu bym nie umarł.
Twoje popisowe danie?
- Zrobię wszystko. Spaghetti, kurczaki. Na szybko przygotuję coś na ząb.
Ostatnio przeczytana książka?
- "Jestem kibolem".
Szczególny prezent znaleziony pod choinką?
- Każdy jest szczególny, gdyż prezent to prezent. Nie jestem wybredny. To, co dostanę, cieszę się z niego. Najbardziej sam lubię robić prezenty.
Bilet na mecz życia czy bilet w kosmos?
- Pojechałbym na wiele spotkań. Chciałbym zobaczyć derby Belgradu: Partizan - Crvena Zvezda. Do tego nie pogniewałbym się, gdybym mógł obejrzeć mecz ligi angielskiej z wysokości trybun.
Morze czy góry?
- Mieszkałem nad morzem. W górach byłem wielokrotnie. Nie umiem wybrać, chociaż góry w wakacje są piękne.
Ryby czy grzyby?
- Żadna opcja.
Wieś czy miasto?
- Mieszkam na wsi, czyli w Białej, a do miasta mam kilometr. To mi odpowiada.
Samotnie czy w tłumie?
- Zależy od sytuacji. Towarzystwo mi nie przeszkadza.
Trzy rzeczy, które weźmiesz na bezludną wyspę?
- Wolałbym trzy osoby.
Filharmonia czy festyn?
- Nie byłem w filharmonii.
Dres czy kołnierzyk?
- W tygodniu dres. W weekend można zarzucić coś ładniejszego.
Ulubiona potrawa serwowana przez mamę?
- Od Iwonki wszystko mi smakuje.
Piwo czy whisky?
- Jak to mówią, co polejesz (śmiech - przyp. red.), chociaż whisky mi nie podchodzi.
Bez czego ciężko mi żyć?
- Bez adrenaliny. Bez niej ciężko się żyje. Ponadto lubię dużo ruchu. Nie lubię siedzieć w miejscu.
Miejsce urodzenia?
- Radzyń Podlaski.
Samochód?
- Opel astra.
Żona/dziewczyna/dzieci?
- Narzeczona Angelina. Ślub i wesele mieliśmy zaplanowane na wrzesień, ale przełożyliśmy na 2021 rok.
Ulubiona potrawa?
- Pierogi ruskie.
Czego nie wziąłbyś do ust?
- Narkotyków oraz papierosów.
Wam pierwszy to powiem?
- Jak w życiu wziąłem łyka kawy to maks. Tak naprawdę to nie piłem czarnej i nie zamierzam.