- Pani Ola zdążyła się już wstawić u Boga... i w dniu swojego pogrzebu zabrała do Ojca swojego syna - napisał na Facebooku przyjaciel rodziny, Janusz Wlizło.
Wielu radzyniakom Jacek był znany jako właściciel sklepu papierniczego przy ul. Ostrowieckiej, a później Warszawskiej.
"W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem"
- Powiedziałeś mi w wieczór przed śmiercią: "Jerzyk, ty i Paweł chcecie, żebym chodził, a dla mnie pokonaniem szczytu jest dojście do łazienki, a powrót to dwa takie wysiłki" - wspominał w pogrzebowej homilii brat zmarłego, ks. Jerzy Janowski.
- Dzielnie znosiłeś chorobę, bez narzekania. Przepraszamy Cię, że śmierć, która dla Ciebie była dopełnieniem oczekiwania - dla nas była momentem walki z Bogiem, by nasza wola się stała.
Kaznodzieja powrócił wspomnieniami do rodzinnego domu. - Byłeś oczekiwaną radością rodziców. Podziwiałem Cię, gdy tata zmarł nagle, poszedłeś na zegarmistrzostwo, przejąłeś po nim zakład. Ze względu na miłość do taty, na wartość jego życia. Twoją motywacją była troska o sytuację miejsca, byt rodziny. Twoja przyjaźń z naszym sąsiadem Jankiem, nigdy się nie pokłóciliście. Wspólne wyjazdy, te małe piękne pobyty - to wspólne radowanie się było wielbieniem Boga.
"Janosik"
- Tak nazywaliśmy Jacka w liceum i oazie - wspomina koleżanka, Anna Pajdosz. - Był tam bardzo ważną osobą, świetnym organizatorem. Zapamiętałam go jako nad wiek poważnego, zdyscyplinowanego, ale radosnego chłopaka. Brał udział w strajku szkolnym w obronie krzyża, organizował modlitwę na korytarzu w czasie przerw. Wiele lat służył do mszy jako ministrant, lektor.
- Nazywaliśmy go tak trochę od nazwiska, ale Janosik to postać legendarna: sprawiedliwa, odważna, waleczna, dotrzymująca słowa. Taki był Jacek - mówiła podczas mszy św. pogrzebowej w imieniu społeczności szkolnych kolegów, Ewa Śliwińska.
Hanusia "wpadła mu w oko"
- Nigdy nie zabiegał o poklask, rozgłos. Był zawsze sobą - wspominała Śliwińska. - Może dlatego, że był synem najbardziej znanego w Radzyniu zegarmistrza, dzięki niemu byliśmy wielką całością. Po pewnym czasie, nie dało się nie zauważyć, pewna koleżanka "wpadła mu w oko". Ale miał trudny orzech do zgryzienia - była to Hanusia, córka naszego wychowawcy, prof. Paśnikowskiego, nauczyciela matematyki. Wymagało to od niego - oprócz wielkiego uczucia do Hani - wielkiego aktu odwagi. Od razu znalazł się pod "specjalnym nadzorem" profesora.
Utalentowany
- Był umysłem humanistycznym z duszą wyjątkowego artysty, człowiekiem wielu talentów. Otrzymał wiele darów od Pana Boga, których nie zakopał. Co było Jego największym darem? Wielkie, wrażliwe serce i niezwykle czuła dusza. Pięknie śpiewał, grał na gitarze. Miał aktorski, radiowy głos. Dusza towarzystwa. Reprezentował klasę we wszystkich zawodach sportowych, szanując słabszych - wspominała koleżanka z LO.
Człowiek wiary
- Pamiętam go podczas wycieczki szkolnej do Warszawy z 13 maja 1981 roku. Jechałam w tym samym autobusie, atmosfera jak to na wycieczce i nagle słyszymy w radio informacje o zamachu na papieża. Cisza, jaka wtedy nastała, nagle została przerwana spontanicznym wystąpieniem Jacka, który wezwał wszystkich do modlitwy za Ojca Świętego. Wszyscy posłusznie zaczęli pod jego przewodnictwem odmawiać różaniec i tak, modląc się, dojechaliśmy do samego Radzynia - wspomina Anna Pajdosz.
Wielu wspomina jego piękny głos, słyszany podczas czuwań modlitewnych w kościele Św. Trójcy, zaangażowanie Jacka w życie wielu wspólnot: Ruchu Światło-Życie, Odnowę w Duchu Świętym.
Żona Hanka była Jego wielką miłością
- To była potężna, piękna miłość. Dwaj synowie: Piotr i Paweł. Później straszna wiadomość, zapierająca dech: Hanka miała wypadek pod Janowem Lubelskim. Pięć tygodni czuwania przy jej szpitalnym łóżku. Byłeś tam codziennie, od rana do wieczora. Byłeś z nią w modlitwie, trosce, wreszcie śmierci... - wspominał ks. Jerzy, przypominając prośby Jacka: "Nie mów mi o żeniaczce". Ta miłość do niej trwała przez całe Twoje życie... Byłeś blisko niej, ona blisko Ciebie. Teraz jesteście razem - dodał w homilii ks. Jerzy.
- Okrutnie go los doświadczył. W wieku 35 lat zostać wdowcem, z dwójką małych synków - to jest tragedia. Teraz po latach to wiemy, kiedy jesteśmy ojcami, matkami - mówiła Śliwińska. - Musiał być ojcem i matką. Nie bez znaczenia jest pomoc jego mamy i całej rodziny. Dla swoich synów był największym autorytetem. Swojej żonie pozostał wierny do końca swoich dni. Taka miłość zdarza się w książkach albo w filmach.
Nie dał się nie lubić
- Niesamowity człowiek, zawsze ciepły i skory do rozmowy. Po prostu się go lubiło i lubi nadal. I pierwsza myśl, że spotkał kochaną żonę, która odeszła tak młodo i dawno. Wierzę w to, że znowu są razem - powiedziała Marta Skowron.
Już nikt tak jak Ty nie zaśpiewa "Atamana" ...
- Twoja towarzyska dusza, otulająca wszystkich wokół swoim ciepłem zostanie z nami. Bez Ciebie będzie na pewno już smutniej, ale kiedyś się przecież pośmiejemy jeszcze razem... Twoje pogodne usposobienie i poczucie humoru powinno być eksportowane jako towar unikatowy - tak sąsiada z ul. Parkowej wspomina Janusz Wlizło.
"A my się spotkamy dopiero w niebieskiej piwiarni za barem"
Na swoim profilu na Facebooku, przyjaciel Witold Zabielski umieścił nagranie, na którym Jacek w kapeluszu i czarnych okularach śpiewa piosenkę rosyjskiego barda, Bułata Okudżawy:
Co było - nie wróci
I szaty rozdzierać na próżno
Cóż, każda epoka ma własny porządek i ład
A przecież mi żal, że w tych drzwiach nie pojawi się Puszkin
Tak chętnie bym dziś, choć na kwadrans, na koniak z nim wpadł.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.