Takim modelowym odstępstwem był przypadek dyrektora radzyńskiej "Jedynki" Stanisława Jarmuła, który należąc do ZSL – Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego – pełnił swą funkcję nieprzerwanie przez 40 lat (1951 – 1991). ZSL w systemie "Demokracji ludowej PRL" była wraz ze Stronnictwem Demokratycznym w formalnej koalicji z partią – matką PZPR i w tzw. systemie trójpartyjnym sprawowała rządy w Państwie Polskim, co nie zmieniało faktu, że DYREKTORA SZKOŁY KREOWAŁA AKTUALNA WŁADZA.
A jak jest od lat 35, czyli od upadku komuny? JEST TAK SAMO!!! Typowy skład aktualnie powoływanej komisji konkursowej: przedstawiciele organu prowadzącego – burmistrza, wójta, etc. (cztery osoby), Kuratorium Oświaty (cztery osoby), Rady Rodziców (dwie osoby), Rady Pedagogicznej (dwie osoby) oraz trzech, przeważnie dwóch, a czasem tylko jednego ze związków zawodowych.
Z tego wynika, że 8 na 15, a czasem na 14 i 13 komisjantów (komisarzy?) będących przedstawicielami decydentów samorządowych (prowadzących) i teoretycznie fachowych, a w rzeczywistości biurokratycznych (nadzorujących czy też nadzorczych) stanowi większość liczebną – no bo przecież nie intelektualną! Z prasy dowiadujemy się, że w obradach komisji w jednej z dużych szkół powiatu radzyńskiego uczestniczył również wicekurator oświaty z Lublina. Pytanie jako kto? Był w składzie komisji? Doradzał? Przysłuchiwał się? Nadzorował? Nie wiadomo, a raczej wiadomo.
CZY ZATEM NIE JEST TAK SAMO? CZY DYREKTORA SZKOŁY NIE KREUJE AKTUALNA WŁADZA?
Po co zatem komplikować zagadnienie i organizować jakieś konkursy? Zwłaszcza dziś, gdy funkcji dyrektora szkoły nie chce pełnić większość dobrych nauczycieli? Dodatki funkcyjne rzadko zachęcają (zwłaszcza w mniejszych peryferyjnych placówkach), biurokracja, sprawozdawczość totalna, czyli papirologia coraz większa, odpowiedzialność za wszystko (poziom nauczania najmniej, ale: bezpieczeństwo, komfort psychiczny uczniów i ich rodziców, zadowolenie parafii, właściwa formacja ideowo-moralna) bezwzględna. Dodatkowo trzeba mieć ukończone studia – najlepiej podyplomowe – w zakresie kierowania oświatą, aktualną – wysoką – formalną ocenę pracy. Niewielu startuje, przeważnie kandydat jest jeden, co chwieje istotą współzawodnictwa konkursowego, a samorządy coraz częściej ratują się niezawodnymi szeregami pedagogów emerytowanych.
Warto też nadmienić, że w sytuacji pogłębiających się braków kadrowych (zanik przypływu młodych kadr nauczycielskich spowodowany wzrastającą pogardą władzy i społeczeństwa skutkującą całkowitym zdeprecjonowaniem zawodu) nauczyciel w ramach realizacji tzw. nadliczbówek jest w stanie wypracować kwotę dodatku funkcyjnego, którą mógłby uzyskać, szarpiąc sobie nerwy na stanowisku dyrektora.
Znam sytuację ekstremalnie wyjątkową, gdzie konkurs wygrała osoba wbrew oczekiwaniom wójta. Wówczas przewodniczący komisji z ramienia organu prowadzącego (nazwiska znam) próbował storpedować jej werdykt, proponując powtórzenie tajnej elekcji, gdyż rzekomo on sam skreślał kartę do głosowania innym kolorem pisaka, co mogło naruszyć tajemnicę procedury. Torpeda nie wypaliła, dyrektorka pozostała na stanowisku na przekór woli władzy.
P. S.
Kiedy w 1992 r., po odejściu w r. 1991 na zasłużony odpoczynek dra St. Jarmuła, po raz pierwszy – po roku sprawowania w wyniku powierzenia mi przez Kuratorium Oświaty funkcji dyrektora "Jedynki" startowałem w konkursie na to stanowisko, komisja w składzie 10 osób zagłosowała na mnie w całości. Kontrkandydata nie było. Pięć lat później nie spodobałem się nielicznym, chociaż kontrkandydat już był, ale się nie zgłosił. W maju 1997 miałem więc już tylko 8/10. A teraz niespecjalnie zależy mi na tym, żeby podobać się komukolwiek.
Andrzej Kotyła
Zobacz również: (Felietony innych autorów)
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.