reklama

Jak trafia się do finału Miss Polski

Opublikowano:
Autor:

Jak trafia się do finału Miss Polski - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaJedną z najpiękniejszych dziewczyn w kraju codziennie możemy mijać na ulicach naszego miasta, bo Ola po wielkim sukcesie nie chce rozstawać się z rodzinnymi stronami, chociaż wielki świat już wzywa, telefony dzwonią, wybiegi dla modelek czekają.

6 grudnia w Krynicy Zdroju odbyła się gala konkursu Miss Polski 2015. Tytuł zdobyła Magdalena Bieńkowska z Mikołajek. 23-letnia Aleksandra Trykacz zakwalifikowała się do ścisłej czołówki. Korony nie zdobyła, ale pierścionek zaręczynowy tak. W przerwie reklamowej, podczas finałowej gali przyjęła oświadczyny swojego chłopaka Kamila. Czy roczna przygoda z konkursem piękności ją zmieniła ? Czy taki rok potrafi wywrócić życie do góry nogami? Na te pytanie Ola odpowiada:

Nie, nie wydaje mi się. Na pewno czuję się doceniona, spełniona i pewniejsza siebie. Mimo że konkurs się skończył, to nadal utrzymuję kontakt z biurem Miss Polski i chcę próbować swoich sił w modelingu. Ale teraz najważniejsze są studia na Wydziale Prawa i Administracji UMCS w Lublinie i chcę skupić się na obronie pracy magisterskiej.

W grupie zawsze się wyróżniałam

Ale nie urodą, tylko wzrostem

opowiada zapytana, czy zawsze była taka ładna. Byłam bardzo wysoka i bardzo chuda. Mama martwiła się i narzekała. Mówiła: "Wszystkie dzieci dookoła są jak "pulchne pączki ", a ty taka mizerota, same kości." Teraz ma 178 cm wzrostu i waży 60 kg.

Poza tym, zawsze byłam bardziej chłopczycą niż księżniczką

przyznaje. Lubiłam pograć w piłkę nożną, pobiegać. Kiedy się wywróciłam, to nie leciałam z płaczem do mamy, tylko obtarłam kolano i biegłam dalej. Nie cierpiałam sukienek, a dziewczęcych rajstopek to już w ogóle. Mama przeżywała katusze, gdy chciała mnie ładnie ubrać. Nigdy nie chciałam się stroić i nie zgadzałam się na udziwnienia. Najlepiej czułam się w spodniach i bluzie dresowej. I tak jest do teraz.

Zamiast szpilek wolę adidasy

Pod koniec edukacji w Szkole Podstawowej nr 2 pojechała na międzyszkolne rozgrywki sportowe do Wohynia. Tam wypatrzył ją Janusz Zając, trener zajmujący się biegami i zaprosił do swojej drużyny. Miała wówczas 13 lat i jak się okazało, rozpoczęła swoją 10-letnią bardzo profesjonalną przygodę z lekkoatletyką.

Zaczęły się wyjazdy, mitingi, codzienne kilkugodzinne treningi, bieganie po bieżni, udział w Mistrzostwach Polski

- wspomina.

Musiałam uważać na zdrowie i brałam udział tylko w wybranych zawodach. Nie mogłam sobie pozwolić na starty dla przyjemności i bieganie po ulicy, chociaż wygrałam kilka biegów 3-majowych w Radzyniu. Jestem dosyć delikatnej budowy ciała, miałam dużo kontuzji, kilka razy skręciłam kostkę i wreszcie postanowiłam, że definitywnie rozstaję się ze sportem zawodowym. To było trudne. Przez 10 lat niemal codziennie współpracowaliśmy z trenerem. Mogę powiedzieć, że miał duży udział w moim wychowaniu. Myślę też, że go nie zawiodłam. Przez kilka lat należałam do kadry Polski i na mistrzostwach zawsze byłam w czubie tabeli. Ze sportem nie wiązałam planów na całe życie, a jestem osobą ambitną, jeśli coś robię, chciałabym to robić na wysokim poziomie i musiałam wybrać. Dla mnie bardzo ważny jest progres. Biegać, nadal biegam, ale dla siebie. Sprint, 400 metrów i 400 metrów przez płotki - mój docelowy dystans, jest już poza mną. Ogromnie się cieszę, z tego czasu. Mama zawsze powtarzała:  "Jesteś takim niespokojnym duchem, ciągle cie telepie, ciągle musisz coś robić". A tak, nie miałam czasu na to "telepanie", bunty nastolatki. Codzienny trening, szkoła, zawody, nauka, wypełniły mi skutecznie grafik zajęć. Jak wracaliśmy np. ze szkoły z LO na Partyzantów, to już w parku moi koledzy, koleżanki gdzieś się umawiali, imprezowali, a ja - do domu, pół godziny na obiad i na trening. A po treningu już nie było głupot w głowie: odpoczynek, regeneracja i nauka.

Rok z Miss

Okazało się, że kiedy zdecydowałam się na udział w konkursie Miss Polski, a eliminacje, zgrupowania itp. trwały cały rok, musiałam zrezygnować z pracy w administracji, którą podjęłam, bo godzenie i pracy, i studiów, i wyjazdów związanych z konkursem piękności było bardzo trudne, wręcz niemożliwe

- opowiada .

Na udział w konkursie zdecydowałam się dlatego, że moi znajomi, przyjaciele zachęcali mnie do tego (mój chłopak nie za bardzo - mówi ze śmiechem). A że w konkursie można brać udział do 24 roku życia, była to ostatnia chwila żeby spróbować. Poszłam na casting, dostałam się do etapu regionalnego, zostałam I wicemiss i byłam święcie przekonana, że to już koniec, nie wiedziałam, że są jakieś dalsze etapy. Chyba życie sportowca przyzwyczaiło mnie do tego, że ciągle była jakaś adrenalina, zawody, wyjazdy, ciągle coś się działo. Jak mi tego zabrakło, musiałam tej adrenaliny gdzieś poszukać i ten konkurs mi ją zapewnił

- żartuje.

Było bardzo dużo stresu, czego się nie spodziewałam. Po pierwszych eliminacjach, majowe ćwierćfinały odbyły się w Warszawie. Tam wybrano 48 dziewczyn. W Kozienicach, w czerwcu były już półfinały, podczas których trafiłam do do wybranej 24.

Przygotowania do wielkiego finału

Gala to jest uwieńczenie. To jest już show dla widzów telewizyjnych. Poprzedza je dużo sesji zdjęciowych, zajęć z choreografem. Przed galą spędziłyśmy 10 dni w Krynicy Zdrój na ćwiczeniach i nauce układu. Na scenie pojawiło się nas nie 24 a 31, bo w tym akurat roku połączyły się dwa do tej pory odrębne konkursy Miss Polski i Miss Polonia. Poznałam bardzo fajnych ludzi, dziewczyny miłe, ładne, inteligentne. Czy było trudno ? - ja tak nigdy nie myślę. Jeżeli są jakieś trudności, to wiadomo, że trzeba je pokonać i iść do przodu. Kilka dni przyzwyczajałam się do kamer. Kiedy nie są włączone, człowiek zachowuje się normalnie, ale jak zobaczy czerwoną lampkę i usłyszy: Akcja! - trochę panikuje. Z każdym nagraniem czułam się jednak lepiej

- dzieli się wrażeniami.

Dziewczyny nie mówią o swoich wadach czy kompleksach, realnie patrzą na rywalki, mamy swoje faworytki, ale nie ma jakiejś nieprzyjemnej atmosfery czy zawiści. Cały sztab ludzi, ekipa telewizyjna pracują nad tym, aby nie było żadnych wpadek na scenie, to właśnie dzięki nim czułyśmy się komfortowo na wizji

- kontynuuje Ola.

Nigdy nie wiadomo, która wygra

Każdej z nas komisja podczas eliminacji zadawała pytanie: - Dlaczego akurat ty musisz wygrać? Tytuł Miss Polski to nie tylko nagroda za ładną buzię i figurę. Miss jest reprezentacją kraju na różnych galach, akcjach, imprezach charytatywnych, biznesowych. Musi być inteligentna, wiedzieć czego chce, jaka jest jej rola. Ten tytuł to nie tylko przyjemność, ale dużo obowiązków. My przez tych kilka etapów już zostałyśmy przesiane, dlatego myślę, że do finału trafiły dziewczyny bardzo rozsądne, które mają "poukładane w głowie". Teksty o umiłowaniu pokoju na świecie i ekologii to stereotypy. Odpowiedziałam, że uważam, że jestem osobą ambitną, nie boję się nowych wyzwań, nie jestem konfliktowa i lubię współpracować z ludźmi, zwłaszcza z tymi, od których mogę się dużo nauczyć. I naprawdę trudno jest założyć, która wygra. W tym roku w naszej grupie były dziewczyny wysokie, niższe, węższe, szersze, blondynki, brunetki, krótkie, długie włosy, nie było dwóch identycznych typów urody. Nie miałam wrażenia, że któraś jest faworyzowana, ale wszystkie miałyśmy pewność, że podczas każdej chwili, czy to jest próba na scenie, mierzenie kostiumów, czy obiad na stołówce, jesteśmy obserwowane, oceniane i wybierane. Na pewno, gdyby któraś byłaby humorzasta czy robiła afery np. z powodu sukienki czy kostiumu, miałaby mniejsze szanse.

Wygrałam

Tytuł Miss zdobyła Magda, moja faworytka. Ale ja i tak czuję się wygraną

- przyznaje z uśmiechem.

Kiedy Kamil wszedł na scenę i w błyskach fleszy mi się oświadczył, byłam tak zaskoczona, że mogłam już wtedy zejść ze sceny i wracać do domu. Reszta mnie mało interesowała. Bardzo się postarał, urzekł mnie tym kompletnie. Wcześniej wszystko sam poustalał, przekonał organizatorów do swojego pomysłu, uzgodnił z prowadzącym galę Krzysztofem Ibiszem szczegóły, było to zupełnie szalone i piękne. Ja nie jestem typem romantyczki. Oglądałam do tej pory bez większych fajerwerków takie oświadczyny, np. w Paryżu, mieście zakochanych. Nigdy bym się nie spodziewała, że moje oświadczyny będzie oglądała tak ogromna widownia. Zaskoczył mnie swoją pomysłowością i zaangażowaniem. Oświadczyny oczywiście przyjęłam. Znamy się ponad rok i chociaż daty ślubu jeszcze nie mamy, myślę, że to "ten" facet.

Do finałowej piątki konkursu nie weszłam, korony nikt mi na głowę nie włożył, ale to przestało mieć znaczenie. Ja już swoją wygraną zdobyłam.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE