Rozmowa z Edwardem Bajko, prezesem Spółdzielni Mleczarskiej Spomlek, pierwszej spółdzielni w Polsce pod względem produkcji serów żółtych i piątej spółdzielni w kraju pod względem uzyskiwanych przychodów
Czy produkcja mleka jest w Polsce opłacalna?
- W Polsce nikt nie wie, ile obiektywnie kosztuje wyprodukowanie 1 litra mleka. Jako SM Spomlek badaliśmy pod tym kątem kilkadziesiąt gospodarstw. Robiliśmy to wspólnie z naukowcami z SGGW, traktując gospodarstwa rolne jak normalne przedsiębiorstwa. Do kosztów produkcji zaliczaliśmy więc również koszty amortyzacji, obsługi kredytów, koszty pracy, bo tak profesjonalnie liczy się koszty przy pełnej księgowości prowadzonej w przedsiębiorstwach. Różnice w kosztach były ogromne i wahały się od 0,90 zł do ponad 2 złotych za litr. Rolnicy tak tego nie liczą, więc pozostaje im subiektywne odczucie - czy zostaje coś na życie i prawie zawsze narzekają na opłacalność produkcji. Owszem są okresy, kiedy mają rację, ale nie zawsze tak jest. Inaczej nie mielibyśmy już w sklepach polskiego mleka.
Jeszcze w sierpniu ubiegłego roku ceny mleka pikowały w dół. Sięgały 80 gr za litr i były zabójcze dla gospodarstw hodujących bydło. Obecnie SM Spomlek daje rolnikom jedną z najwyższych cen w kraju – średnio ponad 1,35 zł za litr. Jakie mechanizmy powodują takie zróżnicowanie cen na rynku i brak stabilizacji?
- To, co się dzieje w Spomleku, nasze wyniki finansowe i ceny, jakie płacimy rolnikom za mleko, nie jest zależne wyłącznie od nas samych. Jesteśmy częścią gospodarki światowej, globalnego rynku mleka. Według niektórych danych polscy rolnicy produkują ok. 30 procent mleka więcej niż Polacy są w stanie spożyć. Polskie mleczarstwo jest zatem zmuszone do eksportowania nadwyżek w formie mleka w proszku, masła i serów. Tu właśnie pojawia się problem, bo praktycznie zupełnie nie mamy wpływu na ceny światowe tych produktów. Największy wpływ ma Nowa Zelandia i Australia, a tam koszty produkcji mleka mogą być znacząco niższe ze względu na rozległe pastwiska i sprzyjający klimat. Zapewne niewielu konsumentów zdaje sobie sprawę, że o cenach masła na półce w "Biedronce" bardziej decyduje pogoda na drugim końcu świata i spekulacyjna gra na nowozelandzkiej giełdzie mleczarskiej niż polskie mleczarnie i sama "Biedronka". Na szczęście rolnicy mają tego coraz większą świadomość.
To właśnie z myślą o tych słabych cenowo okresach powstał Fundusz Stabilizacji i Rozwoju?
- Tak, Fundusz powstał, ponieważ niestabilność ceny za mleko jest ogromnym problemem dla naszych dostawców. Jego idea jest bardzo prosta – twórzmy oszczędności "na czarną godzinę". W momencie, kiedy rynkowe ceny mleka są wysokie, niewielką część pieniędzy wypłacanych za mleko potrącamy na fundusz. W tej chwili jest to 7 groszy od każdego litra. Jeżeli ceny na rynku spadną drastycznie, to z tego funduszu będziemy dopłacali do ceny mleka.
Rolnicy łatwo się zgodzili na taką propozycję oszczędzania?
- Właściwie nikt nie podważał sensu oszczędzania na złe czasy, ale pojawiały się głosy, że rolnicy sami sobie będą oszczędzać. Brzmi dobrze, ale w życiu słabo się sprawdza. Są silne argumenty za działaniem takiego funduszu w ramach spółdzielni i one przeważyły. Ważne jest również to, że potrącenie nie idzie do "wspólnego worka", tylko na indywidualne konto rolnika. Co miesiąc przy fakturze, rolnicy otrzymują informację, ile mają zgromadzonych środków na tym koncie. W tym roku przeznaczyliśmy dodatkowo na powiększenie funduszu stabilizacji 2 mln z zysku netto spółdzielni, co pozwoliło oprocentować zgromadzone indywidualnie środki w wysokości 23%. Banki reklamują dzisiaj w telewizji lokaty oprocentowane w wysokości 2,5% rocznie, czyli prawie dziesięć razy niżej. Rolnik nie może samodzielnie zdecydować o wypłacie tych oszczędności, ale zarząd spółdzielni w porozumieniu z Radą Nadzorczą może zadecydować o indywidualnej wypłacie w przypadku nieszczęścia, które spotkało rolnika.
Sięgając do bilansowej historii, rok 2014 był dla SM Spomlek bardzo trudny, zamknął się stratą w wysokości 5 mln zł. Jak wygląda bilans na koniec roku 2016? Czy zakład może powiedzieć, że wyszedł z lat kryzysu i embarga Rosji obronną ręką?
- Za rok 2016 mamy ok 6,5 mln zysku. W listopadzie i grudniu wypłaciliśmy duże premie, żeby ten zysk zmniejszyć do planowanego poziomu i ograniczyć podatki. Szczególnie druga połowa roku była bardzo dobra, ceny na świecie i w Polsce poszybowały w górę. Embargo nadal jest odczuwalne i ono będzie odczuwalne jeszcze przez wiele, wiele lat. Daliśmy sobie radę, ale wszystkie mleczarnie, dla których rynek rosyjski był ważny, bardzo na tym ucierpiały i cierpią do dzisiaj. W Rosji uzyskiwali bardzo dobre ceny. To jest absolutnie niemożliwe na jakimkolwiek innym rynku na świecie. Polskie mleczarnie sprzedawały do Rosji towar markowy, a nasz "Radamer" był jedną z najsilniejszych marek na tamtym rynku. Do tego stopnia, że zdarzały się nawet podróbki, a podrabia się towary najdroższe. W tej chwili polski eksport żywności opiera się głównie na sprzedaży półproduktów, więc zyski muszą być mniejsze. Nasza kilkuletnia już nieobecność na rosyjskim rynku jest właściwie nie do odrobienia. Rynek nie znosi pustki, a na nasze miejsce weszły już inne marki. Nawet jeśli embargo zostanie zniesione, trzeba będzie wiele, wiele lat, żeby odbudować pozycję Polski na tym rynku.
Jak w kryzysie poradzili sobie nasi rolnicy?
- Okazało się, że rolnicy mają jednak dużą zdolność przetrwania. Kiedy kryzys trwał już kilkanaście miesięcy i ceny mleka ewidentnie były poniżej kosztów produkcji, zaczęliśmy mieć poważne obawy, czy nie zaczną masowo upadać. Tak się jednak nie stało, znam tylko jeden przypadek ewidentnego bankructwa. Generalnie rolnicy się obronili. To nie znaczy, że nie mają żadnych kłopotów finansowych, z obsługą kredytów itp. Ale kataklizmu nie było. Dzisiaj, moim zdaniem, ich kondycja jest dobra.
Jakie są plany na przyszłość, pomysły na rozwój zakładu?
- Musimy uciekać do przodu, inwestować w innowacyjność i nowoczesne technologie. Przez ostatnie lata zbudowaliśmy potencjał produkcyjny, mamy jeszcze pewne rezerwy produkcyjne, dlatego w najbliższych latach nie przewidujemy zwiększania zdolności produkcyjnych. Planujemy natomiast dalsze inwestycje obniżające koszty produkcji (to jest cały pakiet działań związanych z obniżaniem zużycia energii) oraz inwestycje w innowacyjne technologie. Wkrótce będziemy mieli w ofercie, jako pierwsi w Polsce, produkowane z serwatki tzw. izolaty białkowe stosowane w najbardziej zaawansowanych odżywkach. Mam nadzieję, że co najmniej przez kilkanaście miesięcy będziemy mieli coś, czego inni jeszcze nie mają. Nie ulega jednak wątpliwości, że inne mleczarnie podążą naszym śladem i znowu trzeba będzie pomyśleć o czymś nowym. Jeszcze nie wiem, co to będzie, ale i tak bym nie powiedział.
Efekty "machania szabelką"
Są sygnały, że embargo będzie zniesione?
Moim zdaniem wiele na to wskazuje. Rosja właśnie weryfikuje listę zakładów eksportujących przed embargiem. Ale pojawia się inny problem. Obawiam się, że nawet po formalnym zniesieniu embarga, Rosja dopuści do eksportu tylko konkretne zakłady i polscy producenci wcale nie muszą się na tej liście znaleźć. A Unia Europejska nie bardzo będzie o nas walczyć. Byłby to fatalny efekt naszego "wymachiwania szabelką" i w stronę Rosji, i w stronę Unii Europejskiej. Bardzo jestem ciekaw, w jaki sposób nasza narodowa telewizja przekuje to w sukces.
4 200 zł - tyle wynosi średnie wynagrodzenie w Spomleku, bez uwzględnienia premii, w 2016 było o 200 zł niższe.