Siódma rano, sobota 18 kwietnia Paweł Jemielnik (31 lat) wyjeżdża z Młyńca (pow. Bialski), gdzie mieszkał z żoną Pauliną i siedmiomiesięcznym synkiem Karolkiem. Mówi, że jedzie do pracy do sadu, w Przegalinach Dużych. To jego rodzinna miejscowość. Do miejsca jednak nie dociera. O godzinie 10 rodzina dostaje informację od policji, że samochód Pawła został znaleziony w Żeliźnie (to miejscowość na trasie między Młyńcem a Przegalinami). Na miejscu zdarzenia zastają wrak auta.
- Policja powiedziała nam, że brat miał wypadek, jednak na miejscu znaleźli jedynie jego samochód - opowiada siostra Pawła, Justyna Kulawiec. Znaleziony samochód nadaje się do kasacji. - Dwie poduszki wystrzeliły, nie ma człowieka, nie ma śladów krwi - relacjonuje siostra.
- To bardzo dziwne - ocenia Wiesław Zając, w którego gospodarstwie pracował Paweł.
- Jak mój ojciec miał wypadek, gdzie szyba była rozbita to krwi było pełno od groma, a tu przy wraku samochodu funkcjonariusze nie znaleźli nawet kropli - mówi.
Wróżka mówi o śmierci
Rozpoczęły się poszukiwania. Jak opowiadają siostry zaginionego policja przesłuchała wszystkich. Przeszukała ich dom. - Pojechali nawet do dziadków, aby sprawdzić czy Paweł się tam nie ukrywa - relacjonują.
Następnego dnia w okolicach samochodu odnaleziono telefon Pawła bez karty sim. - Naszym zdaniem został tam ewidentnie podrzucony, ponieważ dzień wcześniej ten teren sami dokładnie sprawdzaliśmy i tego telefonu tam nie było - przekonuje siostra zaginionego.
Wobec wielu niewiadomych dotyczących zaginięcia Pawła, bezradna rodzina szukała pomocy u wróżki.
- Kobieta wiedziała, że Paweł ma już syna i że niedługo na świat przyjdzie jego córka - relacjonuje Marzena Zając, sąsiadka z Przegalin. - Na początku powiedziała nam, że Paweł miał problemy małżeńskie i planował wyjechać za granicę. Na koniec przepowiedziała nam jego śmierć, że jego ciało odnajdzie policja - zdradza.
Cieszył się, że urodzi się córka
Rodzinne problemy dementuje żona Paulina, która spodziewa się drugiego dziecka. - 15 kwietnia byliśmy u lekarza, Paweł był bardzo szczęśliwy, że będziemy mieli córeczkę. Sprzeczaliśmy się jedynie, jak dać jej na imię. Ja byłam nim zafascynowana, to cudowny człowiek - opowiada żona Paulina i dodaje, że mąż obiecał jej, że będzie przy porodzie.
- To był spokojny chłopak, bardzo pracowity - opowiada Wiesław Zając. Dodaje, że przez ostatnie tygodnie chłopak chorował na ospę i nie przyjeżdżał do pracy. Natomiast tydzień wcześniej odwiedził matkę i przyszedł do sąsiada po pożyczkę.
- Dużo nie chciał, zaledwie 20 zł. Powiedział, że jak przyjedzie w poniedziałek to odda - relacjonuje sąsiad.
Miejscowość, w której Paweł Jemielnik mieszkał z żoną od domu matki oddalona jest około 30 km. Zawsze, kiedy planował przyjazd uprzedzał - "Mamo nie zamykaj drzwi, bo przyjadę", albo dzwonił do sąsiada i pytał czy będzie miał co robić jak przyjedzie, a w sobotę nic się nie odezwał, to do niego niepodobne - przyznaje matka Danuta Jemielnik.
Jasnowidz wskazał miejsce
W środę, po zaginięciu Pawła do kraju przyjechał jego najstarszy brat, Rafał. Skontaktował się z jasnowidzem pracującym dla warszawskiej policji. Ten stwierdził, że ciało Pawła znajduje się w wodzie niedaleko miejsca wypadku. Narysował na mapie dokładne miejsce, ale policja i straż nie znaleźli ciała poszukiwanego.
- Przeprowadzono szereg czynności i to zarówno na miejscu zdarzenia, jak też w miejscu zamieszkania zaginionego. Policjanci, strażacy i okoliczni mieszkańcy wielokrotnie sprawdzali pobliski teren. W poszukiwaniach poza radzyńskimi policjantami brali udział również funkcjonariusze z Mobilnego Centrum Poszukiwania Osób Zaginionych Komendy Głównej Policji - informuje rzecznik radzyńskiej policji, Barbara Salczyńska.
Po interwencji rodziny do poszukiwań włączono samolot Straży Granicznej z kamerą termowizyjną oraz drona.
- Pomimo tego do chwili obecnej mężczyzna nie został odnaleziony. Cały czas sprawdzamy wszystkie tropy, które mogą doprowadzić do jego odnalezienia - dodaje rzecznik.