Na szczęście obecny wójt gminy Radzyń nie potrzebuje asysty w każdej, nawet najdrobniejszej sprawie, jak to ongiś bywało, np. na pokazie koni zimnokrwistych czy lokalnych zawodach wędkarskich z udziałem dziesięcioosobowej rzeszy amatorów moczenia kija.
Czy na każdej uroczystości lokalnej, religijnej, ludowej, jubileuszowej, dożynkowej, folklorystycznej, florystycznej, kulinarnej, konkursowej, rocznicowej, uroczystości otwarcia drogi lub jej kawałka, rozpoczęcia roku szkolnego, poświęcenia pomników, murali i ścian pamięci, wszystkiego, co możliwe (jeszcze tylko szamb się nie święci) konieczna jest obecność plejady wątpliwych gwiazd województwa, powiatu, gminy?
Powstaje uzasadnione pytanie, co oni robią oprócz bywania? Bywają na capstrzykach patriotycznych, koncertach gwiazd formatu wszelakiego, imprezach senioralnych, studniówkach w podstawówkach i szkołach ponadpodstawowych wraz z potańcówkami i wyszynkiem, bywają na przecięciach wstęg podczas otwarcia najdrobniejszych fragmentów chodników, dróg rowerowych i traktów dla pieszych, dróg, obiektów historycznych, placówek oświatowych, nadania patronatów, poświęceń.
Słyszałem o projekcie ustawiania tych z nożyczkami wzdłuż otwieranych arterii, bo w poprzek w żaden sposób już się nie mieszczą.
Na dodatek każdy z nich musi zabrać głos, chociaż przeważnie albo mówi to samo, co inni, albo w ogóle nie ma nic do powiedzenia, a co najwyżej czyta i to często na poziomie średnio rozgarniętego szóstoklasisty wcześniej przygotowany tekst w imieniu jakiegoś innego ważniaka, który nie miał czasu przybyć, bo uczestniczył w jeszcze ważniejszej fecie.
Za co oni biorą pieniądze, gdy inni pracują? Przeważnie trzeba ich jeszcze nakarmić, ugościć, przywieźć i odwieźć na koszt reprezentowanego urzędu, wręczyć obfite wiązanki kwiatów, pokłonić się grzecznie i uniżenie, oddać należny (czy aby na pewno?) hołd, koniecznie powitać z imienia, nazwiska i funkcji wszelakich, bo inaczej obraza majestatu, utrata łask spływających w sposób naturalny z persony tak wielkiej, że przerasta nawet samą siebie.
P. S.
Przez ponad trzydzieści lat współpracowałem ze śp. Zygmuntem Pietrzakiem przy organizacji Dni Karola Lipińskiego. Mieliśmy żelazną zasadę: jest starosta, wita się starostę, jest wice, wita się wice i analogicznie wobec wszystkich innych. Niektórzy mieli o to pretensje, które werbalizowali bezpośrednio lub nie wprost. Ale my z panem Zygmuntem znosiliśmy to z godnością i konsekwentnie lokalizowaliśmy tam, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.