reklama

Zaczęli od wspólnego szukania czarownic

Opublikowano:
Autor:

Zaczęli od wspólnego szukania czarownic - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaMagda i Michał razem na koncie mają nieco ponad 60 lat, na głowie długie dredy, w dorobku - własny bar z wegetariańskim jedzeniem i jazzową muzyką w tle, a czasu tyle, że nie ma go, by spokojnie zjeść.

Zawsze byliśmy trochę inni 

Najpierw połączyła ich miłość do alternatywy. Nieszablonowych strojów, fryzur, pokazów ognia. Potem przyszła pora na zjednoczenie sił, by ze swojej kolejnej wspólnej pasji, jaką jest zdrowe i smaczne jedzenie, uczynić sposób na życie. Po zakończeniu studiów w Lublinie najpierw ruszyli na Warszawę. Wcześniej, Michał po radzyńskich szkołach gastronomicznych ukończył socjologię gospodarki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, Magda studiowała dwa kierunki: filozofię przyrody ożywionej na KUL-u oraz kulturoznawstwo na UMCS-ie. Specjalizacja - folklor i etnologia. Pisała autorską pracę magisterską o podaniach ludowych, wiedźmach i czarownicach na terenie gminy Wohyń. Chodziła od domu do domu wraz ze swoim obecnym mężem i razem wypytywali starsze mieszkanki o czarownice. Już wtedy zapowiadało się ciekawie. I tak zostało do dziś.  

Wróciliśmy...

 Po siedmiu latach w Lublinie i ośmiu latach oswajania się ze stolicą, zapragnęli wrócić do Radzynia i tutaj robić coś ciekawego dla siebie i innych. Michał w Warszawie szefował w kuchni w kilku lokalach gastronomicznych, Magda była menadżerką w kilku innych. Mieli silne podstawy do tego, by zająć się gastronomią na poważnie, na własną rękę.

Wróciliśmy. Można nas chyba nazwać lokalnymi patriotami. Biznes w Warszawie wydawał się pewniejszy, ale to tutaj są nasi przyjaciele, rodzina. Radzyń to miasto, w którym się urodziliśmy i chcieliśmy, żeby w tej przestrzeni dorastała nasza czteroletnia Marysia

- mówi Magda. 

Rozłąka, która im się przydarzyła po drodze, jeszcze bardziej upewniła ich w decyzji. Przez rok Michał pracował jeszcze w Warszawie, a Magda otworzyła własną pracownię sTwory. Wychowywała Marysię, szyła, malowała na tkaninie, wycinała, haftowała, czasami też sklejała i skręcała.

Starałam się zajmować szyciem zabawek, prowadziłam warsztaty dla dzieci pracy sTwórczej. Robiliśmy coś z niczego. Głównie koncentrowaliśmy się na konstruowaniu rzeczy z recyklingu: tektury, reklamówek, folii, kabelków. Z tego wszystkiego, co się praktycznie nie nadaje do zabawy, robiliśmy lalki, kostiumy, samochody, tego typu rzeczy. Poprzez sklep internetowy udawało mi się to sprzedawać, a hitem okazał się konik-przytulanka

- wspomina. Kiedy zdecydowali się na otwarcie baru, pracownia i sTwory zeszły na dalszy plan.

Mam nadzieję, że do niej wrócę jak się uporamy z organizacją przestrzeni baru

- zapewnia. I delikatnie się uśmiecha. Na razie klientów jest tyle, że nikt nie wie, kiedy to miałoby się stać.   

Jesteś tym, co jesz 

Na swój wymarzony biznes, czyli Gryzli Bar - miejsce przyjazne dla żołądka, oka i ucha - dostali 20 tys. zł dofinansowania z urzędu pracy.

Wystarczyło na zakup podstawowych sprzętów, ale mieliśmy trochę własnej gotówki, pomogła rodzina, wystartowaliśmy

– mówi Michał. Na start wybrali datę 13 lutego. Nie zrobili tego specjalnie, ale też bez obaw.

Lubimy wyzwania. Dlatego chcieliśmy zaryzykować i postawić w Radzyniu na kuchnię wegetariańską. Do końca się nie udało, bo ludzie lubią mięso i oferowanie pizzy bez mięsa wzbudza popłoch, ale mamy w swoim repertuarze, oprócz dań mięsnych, całą gamę z kuchni świata i potraw wege

– wyjaśniają. Podkreślają, że zajmują się kuchnią slow food, która jest przeciwieństwem kuchni fast food, czyli żywności przetworzonej, jedzonej w biegu, w pośpiechu, w celu szybkiego zapełnienia żołądka. Przy okazji promują żywność bez sztucznych dodatków, tylko z naturalnych składników. Przygotowaną powoli, według starych, często regionalnych przepisów. Korzystają z lokalnych dostawców.

To jest takie dziwne połączenie, bo z jednej strony mamy dania fastfoodowe, czyli burgery, quesadille (czyt.: kesadije) i burrito (taki meksykańsko-teksański fast food), ale robimy je w wydaniu sloowfoodowym

- tłumaczy Michał. - Staramy się wydawać wszystkie dania jak najszybciej, ale przykładamy uwagę do tego, co się je. Żeby to nie było byle jakie i z byle czego zrobione. Na przykład mięso do burrito - wieprzowinę, wkładamy do pieca na 4-5 godzin i pieczemy wolno w sosie barbecue. Nie kupujemy gotowego mięsa, mrożonego, zawsze staramy się mieć wszystko świeże i nieprzetworzone. Wiosną stawiamy na nowalijki, jesienią na pachnącą paprykę i dojrzałe dynie. Dostosowujemy swoją kuchnię do sezonu.

A czy radzyniacy to wegetarianie?

Wbrew pozorom jest ich sporo

– śmieje się Magda.

Nam też udało się przestawić trochę radzyniaków na kuchnię wege. Ile by Michał nie ugotował dań każdego dnia, w porze obiadowej wszystko schodzi. Zupa krem z selera, marokański tażim, nawet jego kotlety z marchewki, kaszy jaglanej i twarogu

– dodaje, wyraźnie dumna z kulinarnych sukcesów męża.

Za kilka miesięcy minie rok od założenia baru. Właściciele pytani, czy coś się w tym czasie zmieniło, uśmiechają się.

Nawet nie mamy czasu zjeść

– przyznają. Ruch jest duży. Zwiększyła się kadra. Zwiększyła się karta dań. Lokal z sześcioma stolikami (za siedzisko do jednego z nich służy wnętrze starej szafy) został powiększony o klimatyczne patio, w którym można pobujać się na hamaku. Raczkują weekendowe koncerty.

Trzeba było wreszcie złapać byka za rogi i spróbować tego chleba. Rok temu stanęliśmy przed pytaniem: Jeśli nie teraz założymy bar, to kiedy?

- wspominają.

Zdecydowaliśmy się. I absolutnie nie żałujemy tej decyzji

– dodają szybko.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE