ROZMOWA Z Rafałem Borysiukiem, trenerem Orląt Radzyń Podlaski
Pragnę stabilizacji
Jesteś zadowolony z okresu przygotowawczego?
- Wykonaliśmy plan, który sobie założyliśmy. Może nie w stu procentach, bo zawsze może być lepiej, ale było dobrze.
Czego zabrakło?
- W Radzyniu Podlaskim od zawsze borykamy się z problemem sztucznego boiska, którego nie mamy do dyspozycji. Większość jednostek odbyliśmy na Orliku, a to nie to samo, co pełnowymiarowy plac. Na szczęście dosyć sporo treningów odbyliśmy w Lubartowie i tutaj ukłony w stronę zarządu klubu z prezesem Grochowskim na czele.
No i obyło się bez poważniejszych urazów...
- Na szczęście. Na jakiś czas wypadł nam Karol Kalita, ale na szczęście nie będzie potrzebna operacja. Minęły dwa tygodnie, a on jest z nami i normalnie trenuje. Będzie brany pod uwagę od początku wiosny.
Jako młody trener wiedziałeś, jak ułożyć makrocykl?
- Młody stażem w seniorach, ale trzeba pamiętać, że siedzę w piłce od wielu lat. Nie po to jeżdżę na konferencje, podpatruję lepszych od siebie, by stać w miejscu. Jestem tego zdania, że muszę codziennie szlifować swój warsztat i nie spoczywać na laurach po jednej czy kolejnej wygranej. To zgubne. Jestem ciekawy wiosny, bo faktem jest, że za mną pierwszy samodzielnie przeprowadzony okres zimowy.
Zespół Borysiuka to drużyna z charakterem?
- Tak musi być. Wszyscy wiedzieli, że będzie ciężko. Już latem solidnie popracowaliśmy, a teraz było dużo ciężej. Nikt nie narzekał. Zawsze powtarzam swoim zawodnikom, że nie trenują dla mnie, a dla siebie. To młodzi chłopcy i przyszłość przed nimi. Radzyń Podlaski dla większości jest przystankiem w karierze, taką mam nadzieję.
O co zagrają Orlęta w rundzie rewanżowej?
- Chciałbym, byśmy mieli podobne osiągnięcia, co w premierowej połowie sezonu, czyli szóste miejsce. Nie pogniewałbym się, gdyby było jeszcze lepiej.
Będziesz miał do dyspozycji niemal niezmieniony skład...
- I z tego się cieszę. Gdy obejmowałem drużynę, postanowiłem sobie, że nie chciałbym powielać tego, co było w przeszłości. Nie chciałem, by co pół roku odchodziło siedmiu czy ośmiu zawodników. Dochodziło do sytuacji, że co sezon mieliśmy nową drużynę. Co chwilę przyjeżdżał i odjeżdżał wagon z piłkarzami. Nie chcę tego. Co więcej, rozmawiam z chłopakami o przyszłych rozgrywkach. Nie chcę doprowadzić do sytuacji, że w czerwcu będę musiał szukać ośmiu czy dziesięciu zawodników. Przykład? Z Damianem Gałązką związaliśmy się półtorarocznym kontraktem. Pragnę stabilizacji w Orlętach.
"Gałąź" i "Zari" to gwarant większej jakości?
- Życzyłbym sobie tego. Gdyby tak nie było, nie chciałbym ich mieć w składzie. Uzupełnienia w zespole mam, bo jest sporo zdolnej młodzieży. Tomek Zaręba to ala Piotrek Zmorzyński. Mam nadzieję, że "odpali" i pokaże swój potencjał. Jest przygotowany bardzo dobrze. Przed Damianem duża przyszłość. Ma w CV występy w pierwszoligowej Chojniczance Chojnice. Jeśli zdrowie pozwoli, powinien być jednym z najlepszych na swojej pozycji w lidze.