Na razie jeszcze przez dwa tygodnie nic z tego, bo jestem uszkodzony i fizjoterapeuta kazał mi siedzieć na tyłku. Krzywdę uczynił mi pewien dwudziestoletni idiota. Mam takiego, siedzi u mnie w środku i podpuszcza: Zbyniek, dasz radę! Pesel to tylko wiek! Zawsze dawałeś radę to dasz i teraz! Posłuchałem kretyna i w ciągu jednego dnia zaliczyłem Kozi Wierch, Szpiglas i Wrota Chałubińskiego... No i teraz mam jak mam. Ale jak się wyleczę to zacznę jeździć rowerem. Słowo humoru!
Dotychczas z dwoma kółkami było mi nie po drodze. Piłka, szachy, brydż, pływanie, góry, jakieś bieganie, siłownia - jak najchętniej, ile wlezie, ale bez roweru człowiek się obywał. Idąc piechotą tego spotkasz, z tym pogadasz, weź tu dziewczynę na rowerze przytul. Bez sensu.
Ale teraz postanowiłem więc wejść w proces (bo to nie jest prosta sprawa, to trzeba się znać!!! Bo jak weźmiesz nie z takimi widełkami jak trzeba to w zasadzie jechać się nie da...) kupowania.
A jakiż powód, poza kryzysem wieku średniego?
Zazdrość. Zwyczajna zazdrość, ale też chęć dołączenia do czegoś fajnego.
Od lat oglądam, podziwiam, czasem opisuję radzyńskich turystów rowerowych spod znaku "się Kręci" (dowództwo Tadeusz Pietras) oraz wohyńskich "Roweraków" od Jurka Drzymały. Do tego dodać trzeba, zawsze łączącego ludzi wokół sportu i rekreacji Marka Topyłę, ostatnio widzę że uruchomiła się wiercipięcka grupka z Klubu Seniora PCK.
Formuła działania, jaką wypracowali to jest mistrzostwo świata. Historyczna pasja panów Tadeusza i Jurka sprawia, że każdy wyjazd ich grup jest gdzieś i po coś. Kilka tygodni temu radzyniacy pojechali na rajd na rocznicę urodzin Jana Pawła II, w piątek z okazji Powstania. Wohyń z kolei robi serię wypraw śladami lokalnej historii. ten weekend był jeszcze Rajd Nocny i wyprawa, z ornitologiem w ekipie, przez Dolinę Tyśmienicy. Jednym słowem: objazdowy Uniwersytet Ludowy, Dom Kultury i Klub Towarzyski na kółkach. Bez budżetu, papierów, wielkich strategii, po prostu grupa świetnych, mądrych, ciekawych świata ludzi którzy postanowili sobie pojechać w jedną stronę. Nic na siłę, wszystko na luzie, z wzajemną sympatią, zakończone przeważnie ogniskiem, przy którym też potrafi rozkwitnąć niespodziewanie jakaś, piękna lokalna tradycja kuchni ludowej. Mistrzowie, po prostu mistrzowie.
Przecież każda taka wyprawa to szansa do wykorzystania, otwarte drzwi. Nawet ja na ten rower wsiądę.
Zbigniew Smółko
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.