ROZMOWA Z Rafałem Wojcikiem, byłym trenerem Orląt
Chłopak na większe granie
Adrian Zarzecki...
- Siła spokoju, duże stopy, żywa ikona klubu. Uważam, że jest niespełnioną nadzieją Orląt. To chłopak na wyższą ligę niż trzecią. W pewnym momencie, gdy byłem asystentem Mariusza Pawlaka w Chojniczance Chojnice, był blisko, by związać się z klubem. Spodobał się koledze, jednak coś nie wypaliło. To mógłby być przełomowy moment w jego życiu. Mógłby być...
Pracując w różnych klubach miałeś z tyłu głowy "Dżuńka"?
- Owszem. Zawsze myślałem o Adrianie i ewentualnych jego przenosinach. Nigdy to nie miało miejsca.
Dlaczego?
- Musi być spełnionych wiele warunków, by zawodnik przeniósł się z klubu A do B. Przede wszystkim piłkarz musi chcieć. Tutaj mamy kamyczek w jego stronę. Wydaje mi się, że sam mógłby popracować nad tym. Brakowało mu determinacji, łokci. Nie da się ciągnąć zawodnika za uszy.
Co go wyróżniało spośród wielu?
- Mało jest obrońców lewonożnych, którzy potrafią wprowadzić piłkę, charakteryzują się dobrym przerzutem. Popatrzmy na jego warunki fizyczne. To koń. Co więcej, wzrost szedł ze zwrotnością. Wyróżniał się szybkością na dystansie. Z nim w składzie można było grać wysoką obroną. Nie bałem się, bo wiedziałem, że Adrian dogoni przeciwnika.
Mam przed oczami jego wielkie stopy...
- Nikt nie jest w stanie zliczyć wybitych piłek, tych w stylu niemożliwych.
U ciebie zaczął być podstawowym zawodnikiem...
- Dokładnie. Postawiłem na młodego chłopca, który wywalczył sobie miejsce w składzie czwartoligowca. Po roku awansowaliśmy, a on od tamtej pory stał się podstawowy obrońcą. Tak zostało na lata.