Jak tłumaczy Robert Cieśluk ze Świerż, w pewnym momencie, zobaczył w lusterku samochodu za sobą ognisko. Płonącą słomę widzieli wcześniej od niego mieszkańcy Branicy. Po zorientowaniu się, że laweta zajęła się ogniem kierowca zdążył zatrzymać się, odczepić samochód i w bezpieczne miejsce go przeprowadzić (obok. p. Laskowskich).
Na miejsce akcji wyjechała jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej z Branicy, po paru minutach dojechała jednostka JRG z Radzynia. Akcją dowodził kpt. Andrzej Gątarczyk. Robert Cieśluk, poszkodowany w zdarzeniu, wykazał się nerwami ze stali. Podczas akcji gaśniczej, żałował, że laweta, potrzebna mu do zbioru, spłonęła.
Jeszcze mam 10 bel w Niewęgłoszu, teraz nie będę miał ich czym przetransportować – kwitował.
Prawdopodobną przyczyną pożaru było zapalenie się przedniej, prawej opony.