Autor felietonu (domyślam się, kim jest podpisany ks. Robak) publikowanego na łamach "Konserwy radzyńskiej", a zatytułowanego "Eurosceptycyzm jako przeżycie religijne" może być moim odległym pociotkiem, zważywszy na fakt autentyczny (o ile bywają te nieautentyczne), że moja ś.p. Mama była z domu Robakówna. Wprawdzie to – jak powiadają – dziesiąta woda po kisielu, ale wstyd czuję taki, jakbym był beczką miodu, do której dodano łyżkę dziegciu.
Nie jestem (czego gorąco i pokornie żałuję) posiadaczem "karty kombatanckiej walki z reżimem komunistycznym PRL", zatem żadna rzekoma i w podtekście narzucana prawda, jakoby Unia Europejska stała się wynaturzonym rakiem, nie przebija się do mej świadomości. Jestem z pokolenia, którego przedstawiciele wprawdzie "dorastali w kulcie Zachodu", jednakże dla mnie osobiście nie stanowił on "źródła wszystkich pragnień i odniesień, oraz moralnego i materialnego wsparcia w opozycyjnej walce o demokratyzację Polski".
Nie wierzyłem również nigdy, nie wierzę i obecnie, iż państwa Europy Zachodniej włączone w biurokratyczny system Unii Europejskiej cechuje doskonałość, nieomylność, sprawiedliwość i altruizm.
A mimo to oraz w oczywisty sposób wbrew temu, podzielam pogląd, jakoby "...prawda o tym, że wyznawana religia pod względem logiki rozłazi się w szwach, a jej kapłani przeobrazili się w guru wykorzystującej ludzi sekty, przybiera cechy wewnętrznych, nieomal teologicznych dylematów, których efektem jest groza wizji popadnięcia w grzech apostazji. Proces to bardzo bolesny". Tylko że prawda ta nie dotyczy tej religii, o której myśli piszący (wierzę, że podczas myślenia) ks. Robak.
Tym, którzy nie czytali epopei wieszcza – a jest ich coraz więcej – warto uzmysłowić, że mickiewiczowski Ksiądz Robak był w młodości hulaką, utracjuszem, zawadiackim awanturnikiem i niewylewającym za kołnierz wielbicielem pięknych pań. Można się domyślać, że przeżycia religijne były raczej rzadkim jego doświadczeniem. Zatem Jacek Soplica – gdyby żył dziś – eurosceptycyzm nie byłby dla niego żadnym przeżyciem religijnym, tylko zwyczajną, pozbawioną racjonalnych fundamentów, dyktowaną skrywanym szowinizmem głupotą.
Jestem daleki wywieszania ze czcią niebieskiej flagi, od rywalizowania z pietyzmem z liberałami i byłymi marksistami o pierwszeństwo w europejskiej gorliwości. Jest mi obce powtarzanie komunałów o Europie, która nie przestaje kalkulować, jak by tu sprawić, by "Polska rosła w siłę a Polacy żyli dostatniej".
P.S.
Jednak jest mi blisko do tych, którzy pragną, aby przynależność Polski i Polaków do wysokobrzmiącej unijnej CYWILIZACJI (we wszystkich jej aspektach: kulturowym, politycznym, społecznym, gospodarczym, a nawet religijnym) przynosiła obopólną korzyść. Tylko wtedy ten interes będzie się kręcił, a kuzyna mieć w konserwie to tak, jakby w beczce dziegciu znaleźć łyżkę miodu... czy jakoś tak...
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.