Właśnie wrzucałem coś do puszki pozostającej w szlachetnych rękach młodych wolontariuszy stojących u wejścia na plac Sanktuarium MBNP, gdy spadła na mnie ta wieść niby grom z jasnego nieba. I powróciło wspomnienie właśnie z Owsiakową Kapelą związane, gdy w roku 2007 wspólnie ze Zbyszkiem, ówczesnym dyrektorem Radzyńskiego Ośrodka Kultury (2006 – 2014) prowadziliśmy 15. radzyński koncert finałowy połączony z licytacją. To była dobra współpraca na scenie, podczas której nie omieszkałem zauważyć, że obaj konferansjerzy razem dawno już przekroczyli swym wiekiem setkę, a po setce... wiadomo...
Zbyszek, opuszczając nas bez uprzedzenia na prawie trzy dekady przed swoją setką, na długo zgasił moją skłonność do żartów, ale nie był w stanie zmącić mego pragnienia ciepłych wspomnień, albowiem rzadko kiedy ktoś tak jak On, na takie refleksje zasłużył. Snuję tę garść myśli składanych pośpiesznie, wiedziony także wdzięcznością osobistą za kilkanaście miesięcy współpracy, gdy w niełatwym dla mnie okresie otrzymałem od Niego pomocne wsparcie jako Szefa, kiedy przyszło mi z wielką satysfakcją redagować i kolportować Radzyński Magazyn Społeczno-Kulturalny GROT.
Szarmancki – rzec by można – perfekcyjnie ułożony, dżentelmen w każdym calu, do tego z zasadami prostymi jak spojrzenie w oczy i oczywistymi jak uściśnięcie przyjacielskiej dłoni. Trudno się dziwić, że Koledzy z Klubu Żeglarskiego KORAB powierzyli mu (wyszło, że dożywotnio) zaszczytną rolę Komandora. Predestynowała go do tego stanowiska cała osobowość skrojona na miarę przewodzenia zacnemu Gronu Przyjaciół spod żagli.
We wszystko, w czym zaistniał, angażował się bez reszty, ale ze spokojem, metodycznie, mając na względzie zawsze uczciwe relacje, rzetelny dialog, szacunek dla rywala, sumienność i profesjonalizm. Pamiętam jego gratulacje złożone mi po przegranych ze mną wyborach do rady miejskiej w r. 1990. Nie było w tym żadnej kurtuazji, pozy – tylko sama szczerość, życzliwość i prawda przekazu.
Nie znałem Zbyszka jako rehabilitanta SP ZOZ – to była podstawowa jego specjalność uzyskana wraz z gruntownym wykształceniem po AWF. Jednakże jako samorządowiec, a wcześniej związkowiec (NSZZ SOLIDARNOŚĆ) dał się poznać ze strony najlepszej z możliwych. Zarazem przyjazny i stanowczy, życzliwy i wymagający – sobie głównie stawiający wysoką poprzeczkę zawodowstwa i radzenia ze sprawami, których zawzięcie i skutecznie się uczył w ustawicznym wysiłku i pracą nad własnym rozwojem. Konsekwencja, wierność ideałom i zdobyte zaufanie współpracowników zaowocowało funkcjami: najpierw radnego powiatu, a następnie wicestarosty radzyńskiego (1998 – 2002), które to funkcje wypełniał równie wzorowo, jak z poszanowaniem zasad dyskretnej skromności.
Po latach przyjaznej znajomości – już jako emeryci – często spotykaliśmy się przy garażach na Jagiellończyka. Zawsze z uśmiechem, nigdy bez podania ręki, dobrego słowa, skomentowania ciągu zdarzeń lokalnych..., czasem z wręczeniem mu zaproszenia na Dni Lipińskiego, które z upodobaniem śledził. Może tylko zapytania o zdrowie zbrakło, ale o co było pytać wygimnastykowanego siedemdziesięciolatka, sportowca w każdym calu, biegacza i tenisistę tak zdrowo i wzorowo prowadzącego swe życie?
A jednak było o co... Żegnaj Przyjacielu i Szefie, niech Ci żagle łopocą, a ziemia lekką będzie. Cześć Twojej Pamięci!
P.S.
Pozostając w głębokiej i smutnej zadumie, wszystkim Bliskim Zbigniewa Wojtasia, jego Przyjaciołom i Znajomym składam szczere kondolencje i wyrazy bolesnego współczucia. Bo to był człowiek porządny i uczciwy. Andrzej Kotyła
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.