Na Słowacji, która jest kotliną otoczoną ze wszystkich stron górami, mają z ulewnymi deszczami znacznie większy problem. Sukcesywnie, od lat próbują go rozwiązać w inny sposób. Na górskich potokach i strumieniach stawiają co kilkadziesiąt metrów prowizoryczne tamy. A to kilka kłód opartych o brzegi cieku wodnego, a to kilkadziesiąt głazów różnej wielkości.
Takie zapory i zbiorniczki wodne spowalniają wysychanie gleby, zatrzymują znakomitą część opadów w górskich lasach oraz spowalniają powstawanie czoła fali, która wytraca na tych przeszkodach energię kinetyczną. I to działa, a kosztuje utrzymanie kilkudziesięciu osób, które stawiają do trzech zapór dziennie. Przewidywany czas życia tych tam to piętnaście lat, ale biorąc pod uwagę niski koszt ich budowy, po prostu się opłaca. My w Polsce mamy bobry, które zrobią to za darmo.
Jeszcze trzy, może cztery lata temu, kiedy spacerowałem ścieżką rowerową wzdłuż rzeki, napotkałem w ciągu kwadransa trzy bobry. Próbowały powalić do rzeki spore drzewa, ale zbudować żeremi się nie udało i wyniosły się gdzieś indziej. Wróciły
W tym tygodniu na rzece, na wysokości zalewu pojawiła się bobrowa tama. Jeżeli burmistrz uruchomił program małej retencji w mieście, to bóbr może dostać dofinansowanie na swoją działalność. Renaturyzacja Białki postępuje.
Ps. Radzyńskim morsom bóbr stworzył warunki na zimowe kąpiele. Brawo BÓBR!
Zobacz również: (Felietony innych autorów)
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.